It`s not my way.

niedziela, 17 marca 2013

He, she, and he.

Jared zapłacił za kurs, wysiadł z taksówki, zabrał bagaż i stanął przed bramą, patrząc za odjeżdżającym samochodem. Potem spojrzał przez pręty na zatopiony w mroku ogród, myśląc usilnie nad tym, jak poradzić sobie w sytuacji, w jakiej się znalazł.
Musiał stanąć oko w oko z tym, co go czekało, nie wiedząc, na co się przygotować. Czuł się kurewsko samotny, kurewsko wystawiony na odstrzał, i był kurewsko przestraszony.
"Wiem, co zrobiłeś."
W tym krótkim zdaniu mogło się kryć wszystko, czego się bał. Miał na sumieniu tyle rzeczy, ciągnących się za nim od przeszłości, jak i tych, które zrobił teraz, tyle rozmaitych grzechów, popełnionych w błędnym przeświadczeniu, że wszystko mu się upiecze. Sam już gubił się w swoich czynach.
Zaciskając zęby wbił kod, otwierający bramę, przecisnął się między jej skrzydłami zaraz po tym, jak te rozchyliły się wystarczająco, by się między nimi zmieścił, zrobił kilkanaście kroków i zatrzymał się.
Powrót do domu był tym razem czymś prawie ponad jego siły, ale nie mógł pieprznąć wszystkim, odwrócić się na pięcie i pójść sobie gdzieś indziej. Nie miał dokąd. Hotele, motele, gościnne pokoje u znajomych czy przyjaciół, każde z tych miejsc niosło z sobą ryzyko padających zewsząd pytań. A on chciał ich uniknąć.
-Myśl, Jared, myśl.- Powiedział do siebie, ruszając z miejsca.
Łatwo mówić, jeśli w głowie ma się tylko jedno pytanie: co wie Vanja?
Przedtem nie mógł zastanawiać się nad tym na spokojnie: najpierw był zbyt pijany, potem chorował. W samolocie siedział obok nieznajomego, który nie dał mu pięciu minut spokoju i gadał, gadał, gadał. Dopiero w taksówce Jared próbował ogarnąć jakoś myśli i zrobił krótką listę tego, o czym mogła dowiedzieć się jego żona.
Odrzucił swój ostatni numer: skoro Van zdradziła się na Twitterze, pisząc do niego Jay-Jay, nie mogła mieć pojęcia, że ją "podgląda". Gdyby wiedziała, nie musiałaby posługiwać się tylko im znanym zdrobnieniem jego imienia.
Pozostawało kilka opcji: młoda pizdeczka, którą przeleciał na planie teledysku. Może dziewczyna chciała zabłysnąć, wbrew jego dobrym radom, i pochwaliła się komuś, kto powtórzył to innym, i w rezultacie wieść o jego zabawach doszła do Vanji. Mógł wybrnąć z tego, robiąc z małolaty mitomankę.
Była też sprawa z małym Jayem i jego zniknięciem. Coś, co mimo upływu czasu naprawdę bolało Jareda, zaskakując go przy tym emocjami, jakie budziło. Czuł żal, wyrzuty sumienia, i złość na Vanję. Gdyby ta mała, uparta suka poszła do lekarza wtedy, gdy jej mówił, nie musiałby kazać usuwać małego Jaya z obawy, że doczeka się następnej kaleki w rodzinie. Jeśli Vanja dowiedziała się o jego udziale w śmierci ich dziecka, będzie musiała wysłuchać, ile winy jest po jej stronie, i przyjąć ją na siebie. On, Jared, po prostu zapobiegł nieszczęściu. Choć wątpliwe było, by wiedziała właśnie o tym: mail który wysłała, prosząc o przysłanie jej kopii wypisu z kliniki, znikł i nie dotarł do adresata. Tak, jak znikła pomarańczowa teczka. Za wiele w niej było szczegółów.
Jared dowlókł się do drzwi i stanął przed nimi, kończąc swoją listę.
Pozostawały jeszcze dwie ważne sprawy: jej matka, kurwisko, które wlazło mu do łóżka i wykorzystało go dwa razy, nim skubnął się, co robi. Van mogła przypomnieć sobie, że właśnie o to się pokłócili. Tyle, że chyba zareagowałaby wtedy inaczej, a nie pisząc krótkie "Wiem, co zrobiłeś".
Ostatnie, nad czym się zastanawiał, to podpis pod zgodą na jej odłączenie od aparatury. Ktoś z jej rodziny, jeśli o tym wiedział, mógł coś jej szepnąć, dać do myślenia. Albo sama doszła do tego, że jako jej mąż był jedyną osobą, która miała prawo decydować, i zdecydował. Cóż, nie miał innego wyjścia: dalsze podtrzymywanie jej przy życiu wymagało pieniędzy, ubezpieczenie się skończyło, a on był bez grosza. Mógł co prawda zadzwonić do matki i poprosić ją o sfinansowanie tygodnia czy dwóch, ale... Dotąd nie umiał określić, dlaczego istnienie dziewczyny trzymał przed rodziną w tajemnicy. Dlaczego, choć ją kochał, wstydził się przyznać najbliższym, że ożenił się z piętnastolatką.
-Było, minęło.- Mruknął, wchodząc po cichu do domu.
Cała odwaga, jakiej nabrał stojąc za drzwiami, wyparowała, gdy tylko usłyszał dochodzący z głębi domu głos Vanji. Wołała coś do Shannona, wesoła jak zawsze, gdy ten błazen był w pobliżu.
Jej śmiech jeszcze bardziej przygnębił Jareda: przeczuwał, że na jego widok straci humor, a uwielbiał ją, gdy była radosna. Tylko z tego powodu tolerował zachowanie brata, jego żarty, docinki. Rozbawiona Vanja była bardziej przystępna dla męża, który miał ogromny kłopot z wprawieniem jej w dobry nastrój. Nie zachwycały jej prezenty, które jej robił, propozycje podróży. Nie cieszyło ją nic, co jej dawał.
Nie umiał robić z siebie pajaca, to była domena Shannona. Jared miał jasno określone priorytety i wymagania, których się trzymał. Lubił, gdy wszystko dokoła działo się zgodnie z jego oczekiwaniami. Jeśli tak nie było, gubił się i wpadał we wściekłość. A wtedy popełniał błędy.
Wszystko przez to, że niektórzy ludzie nie potrafili zrozumieć, jak niewiele wysiłku kosztowałoby ich zaspokojenie jego potrzeb.
Gdyby w przeszłości Vanja nie wytykała mu, że jest leniem, nie umie utrzymać się w najprostszej pracy, wtedy nie musiałby tyle pić, ani brać prochów. Logiczne, że trzeźwy nie przeleciałby jej matki. Zrobił to, bo jego młoda żoneczka nie umiała zamknąć ślicznej buzi i otwierała ją tylko po to, żeby narzekać.
Jedno pociągało drugie: nie miał stałej pracy, nie miał ubezpieczenia. Nie miał kasy.
Gdyby teraz, po powrocie, nie wkurzała go uporem, z jakim odmawiała towarzyszenia mu w życiu publicznym, gdyby nie była winna temu, że musiał pozbyć się małego Jaya, nie przeleciałby tej małej kurewki.
Gdyby nie upierała się, że chce niańczyć bezdomnych, nie pokusiłby się o śledzenie jej w sieci: zrobił to, bo był zazdrosny i bał się, że jego żonka zatęskni za dawnym życiem i odejdzie.
Gdyby nie to, teraz nie stałby przed perspektywą odpowiedzi na pytania, których wcale nie chciał słyszeć.
Wszystko przez tę małą, czarną sukę... z którą szalał jak dawniej, ukrywając to nawet przed nią.
Właściwie dlaczego ma w ogóle rozmawiać z Vanją o swoich poczynaniach? Nie powinno jej wystarczyć, że z nią jest, kocha ją, stara się, żeby niczego jej nie brakło? Nie mogła po prostu być zadowolona z tego, że ma przy sobie Jareda Leto? Tysiące innych dziewczyn dałoby sobie cycki uciąć, żeby choć na nie spojrzał, zagadał. To Vanja była tą, która spała z nim w jednym łóżku, widziała go w sytuacjach intymnych, dotykała, wiedziała o nim więcej, niż ktokolwiek. Nie mogła poprzestać na tym i nie stwarzać problemów?
Westchnął, rozumiejąc, że w życiu nic nie jest tak proste, jak by się chciało. Van nie zadowoli się rolą jego żonki, bo była kłopotliwym typem kobiety, która musiała szukać dziury w całym i wymyślać sobie kolejne cele do osiągnięcia. Musiał się z tym pogodzić i znaleźć sposób, by robiła to, co dla nich obojga najlepsze.
Teraz jednak chciał spokoju, w którym mógłby odpocząć przy Vanji. Potrzebował jej, czy była na niego zła, czy nie.
Idąc wgłąb domu stwierdził, że najlepiej będzie siedzieć cicho i dać jej się wygadać. Wysłuchać jej, cokolwiek miała do powiedzenia. Mogła sobie być pośrednio winną tego, co zrobił, ale nadal była jego żoną i nie chciał już jej do siebie zniechęcać, nawet kosztem własnej dumy.
Może nawet... Potrząsnął głową, odrzucając nagły, idiotyczny pomysł. Zdziwił się nawet, że coś podobnego w ogóle przyszło mu do głowy, choć z drugiej strony, czemu nie miałoby przyjść?
Zajrzał do salonu, z którego dobiegały śmiechy: jego Vanja siedziała po turecku na sofie, wpatrzona w telewizor, brat wisiał w poprzek jednego z foteli, przeskakując pilotem klatki w czymś, co oglądali. Jak zauważył po chwili, był to jakiś film, który nakręcił z Shannem podczas jednego z wyjazdów jakiś czas temu. Nawet nie myślał wtedy, że Vanja żyje i jest gdzieś blisko, w tym samym mieście, w którym żył od lat.
Stojąc w wejściu Jared patrzył na siebie, śmiejącego się na ekranie, młodszego jedynie o dwa lata, ale innego. Wyglądał na kogoś pełnego zapału i życia, radosnego.
Vanja musiała wyczuć, że wrócił, bo obejrzała się przez ramię: przez chwilę przyglądała się Jaredowi, nie zmieniając wyrazu twarzy, dość w tej chwili obojętnej, potem podniosła się z miejsca.
-Jay. Jesteś. - Stwierdziła. Spojrzała na Shannona, potem podeszła do męża.- Jesteś chory? Blado wyglądasz.- Mimo pytania w jej głosie nie było zbyt wiele troski.
Nie złość się, pomyślał.
-Fizycznie czuję się dobrze.- Powiedział cicho, nie chcąc, żeby brat słyszał jego odpowiedź. Wkurzało go już to, że jak zawsze ślęczał i patrzył, zamiast wyjść i zostawić parę na osobności.- O tym drugim nie chcę mówić.- Nachylił się i pocałował Vanję w ciepły policzek.- Dobry wieczór, Kruszynko. Lot się opóźnił, dlatego jestem dopiero teraz.- Wysilił się na wątły uśmiech.
-Cześć.- Mruknęła, patrząc na niego podejrzliwie.
-Zrobiłabyś mi herbaty? Proszę.- Dotknął jej dłoni, ale nie chwycił jej. Trochę bał się, że Van wyrwie się i zacznie na niego wrzeszczeć. Może uda się uniknąć awantury i w ogóle wyjaśniana czegokolwiek, jeśli nadal będzie spokojniutki i cichy? To nawet nie wymagało z jego strony wysiłku: czuł się zrezygnowany, nieszczęśliwy.
Vanja chyba zauważyła udrękę w jego oczach.
-Zaraz zaparzę.- Podejrzliwość znikła z jej twarzy.
-Będę na górze.- Wyszedł, nawet się nie oglądając.
Musiał przyznać, że wciąż się bał i to tak, że serce tłukło mu się w piersi, jak oszalałe.
Nagle zrozumiał, dlaczego tak się czuje: był w tym życiowym momencie, w którym ważyły się pewne sprawy, i bardzo nie chciał ich spieprzyć. A był tego bliski.

Vanja wstawiła wodę, wrzuciła torebkę herbaty do ulubionego kubka Jaya, i wróciła do salonu. Shannon wyłączył DVD, ale nie ruszył się z miejsca. Patrzył na nią uważnie.
-Jak się czujesz, skrzacie?- Spytał cicho.
-Dziwnie. Rozdwojona. Nie wiem, co myśleć.- Rozejrzała się roztargnionym wzrokiem i spojrzała na poważnego jak nigdy mężczyznę, z którym spędziła noc.
-Zaczynasz żałować?- To pytanie było jeszcze cichsze od poprzedniego.
-Nie.- Van potrząsnęła głową.- Nigdy nie będę tego żałować, Shannie. Nigdy.
Shannon zerwał się z fotela, rzucił pilot na sofę, złapał dziewczynę za rękę i zabrał do kuchni. Tam wciągnął ją do malutkiej spiżarki, w której trzymali zapasy napojów i suchej żywności w paczkach.
Wepchnął się między dwa regaliki z półkami i przyciągnął Van bliżej, obejmując dłońmi jej twarz. Patrzył jej z bliska w oczy, jakby chciał zajrzeć do jej myśli.
-Vanju, jest jeszcze czas, żeby to przerwać.- Powiedział łagodnie.- Wszystko jest jeszcze świeże, jeszcze możemy... możesz się wycofać.
-Chciałbyś tego?- Vanja spięła się w środku, przygotowana na potwierdzenie: tak, chciał dać sobie z nią spokój, przespali się z sobą i nie musiał już udawać, że mu zależy.
Coś ścisnęło ją w gardle i miała ochotę się rozpłakać, tak na zapas.
-Nie. Ja chyba...- Kąciki jego ust uniosły się i wróciły na miejsce.- Nie będzie nam lekko, malutka.
-Wiem, Shannie, właśnie to poczułam.- Odsunęła od siebie jego ręce, ale nie puściła ich.- Dam radę, jestem silna, w końcu przeżyłam już odrobinę i jakoś się trzymam.- Uśmiechnęła się, ale niezbyt pewnie, co zadało kłam jej słowom.- Nigdy nie byłam w podobnej sytuacji.
-Ja też nie.- Pocałował ją delikatnie, choć namiętnie, i odsunął się.- Idź, zrób mężowi herbatę.
-Zaczyna się.- Vanja pokręciła głową, wycofując się z ciasnego pomieszczenia.
-Co się zaczyna?- Shannon wylazł za nią, rozglądając się po kuchni w poszukiwaniu brata.
-Uściski po kątach.- Szepnęła, zalewając herbatę.
-To jeszcze pikuś, poczekaj na szybki seks w schowku na miotły.- Shann zaczął chichotać.- Szybciutki, żeby zdążyć, nim Jerry wyjdzie z kibla.
-Spod prysznica.- Dziewczyna łypnęła na niego, rozbawiona, wciąż szepcząc.- Jay kąpie się dziesięć razy dłużej, niż siedzi na sedesie.
-Jesteśmy szaleni, skrzacie.
-Wiem, Shannie. I chcę taka być.- Wzięła kubek.- Czas stanąć oko w oko z losem.
Poszła na górę, wcale nie chcąc tego robić. Ale musiała, jeśli miała udawać, że wszystko jest... jakoś w porządku.
Czekała ją rozmowa z Jaredem. Tym razem poważna, bo to, co zrobił, wykraczało poza wszelkie ramy. Chciała wiedzieć, dlaczego włamał się do jej komputera, zamiast spytać, co w nim jest. Czego szukał, co chciał znaleźć, i po co. Chciała spytać, czy w świetle jego zachowania jest jakikolwiek sens, by ciągnęli farsę, jaką powoli stawało się ich małżeństwo. Oczywiście spodziewała się usłyszeć, że może zapomnieć o rozwodzie, i jeśli Jared po raz kolejny odrzuci jej sugestię odnośnie tego, nie będzie nalegać. Lepiej nie przesadzać, żeby nie wzbudzać podejrzeń.
Weszła do sypialni: Jay był w łazience, słyszała go zza otwartych drzwi. Jego ubranie leżało na podłodze: z kwaśną miną postawiła herbatę na szafce po jego stronie łóżka, zebrała porzuconą odzież i weszła z nią do łazienki.
Jay siedział przed jej toaletką osuszając ręcznikiem mokre włosy. Wyglądał na przygaszonego i skurczonego w sobie, jakby rzeczywiście był chory, lub jakby coś go dręczyło. Był w tej chwili bardziej ludzki, niż wtedy, gdy starał się takiego udawać.
Dziewczyna wrzuciła ubrania do kosza na pranie, stanęła za plecami męża i wyjęła mu ręcznik z dłoni.
-Co się stało, Jay?- Spytała, wyciskając resztki wody z jego włosów i patrząc w lustro, wprost w błękitne jak u niemowlaka oczy Jareda. Nie odwrócił wzroku.
-Jesteś szczęśliwa, Van?- Odpowiedział pytaniem, zaskakując ją.
Do czego zmierzał, chcąc to wiedzieć? Czyżby jak zwykle próbował odwrócić uwagę od tego, co zbroił, poruszając inny temat? Czy może chce powiedzieć, że on nie jest szczęśliwy i czuje się nią rozczarowany?
Vanja zamarła na sekundę w bezruchu, i chcąc ukryć zmieszanie odłożyła ręcznik, sięgając po szczotkę i suszarkę do włosów. Zaczęła rozczesywać włosy Jaya pod łagodnym strumieniem ciepłego powietrza.
-Dziwne, że akurat ty o to pytasz.- Odezwała się po chwili namysłu.- Dotąd byłam przekonana, że raczej nie za bardzo cię to interesuje.
-Wiem, że to mogło tak wyglądać.- Westchnął.- Przepraszam, że sobie nie radzę i daję dupy jako twój mąż.
-Cóż, dobrze choć, że wreszcie to zauważyłeś.- Vanja usilnie zastanawiała się, o co tu chodzi i co spowodowało nagłą, niespodziewaną zmianę w zachowaniu Jaya. Wątpiła szczerze, by miał aż takie wyrzuty sumienia z powodu tego, że odkryła jego sekrecik. Jego słowa brzmiały szczerze, ale pamiętała, że był aktorem. Dobrym aktorem.
-Widziałem już wcześniej.- Przyznał, znów ją zaskakując.- Wstydziłem się przyznać, że jestem do niczego.
-Więc czemu robisz to teraz, Jay?- Dziewczyna poczuła nagłą irytację.- Głupio ci, że zrobiłeś mi świństwo, jakiego nie powstydziłaby się najgorsza szuja? Chcesz wzbudzić moje współczucie? Do tego zmierzasz, robiąc z siebie biedną, nie radząca sobie w życiu osobistym sierotkę?
-Nie, to nie tak.- Pokręcił głową, rozsypując wysuszone włosy na ramionach.
-Więc jak, Jay? Nagle cię olśniło, że zmierzasz wielkimi krokami w kierunku rozwodu i przestraszyłeś się, że to źle wpłynie na twój medialny wizerunek?- Van wyłączyła suszarkę, odłożyła ją i cofnęła się, nie odrywając wzroku od lustrzanego odbicia męża.- Może właśnie będzie odwrotnie: staniesz się bardziej pożądany jako rozwodnik, cudem wyzwolony idol, który wycierpiał wiele, będąc mężem nieodpowiedniej kobiety. Jak cię znam, dopisałbyś do tego piękną, ściskającą za serce bajkę, która podniosłaby twoją popularność o parę punktów.
-Nie chcę rozwodu.- Jared wstał. Obszedł żonę, stanął za nią, objął ją i oparł brodę o jej ramię.- Spójrz.- Wskazał palcem lustro.- Widzisz tego żałosnego faceta obok siebie? Doceń to, że schował dumę do kieszeni i przyznał na głos, jaki jest beznadziejny. To kosztuje go więcej, niż przypuszczasz.- Uniósł odrobinkę kąciki ust, choć daleko temu było do uśmiechu.- Ten facet cię kocha, i obiecuje, że już nigdy nie zrobi niczego, o czym nie będziesz wiedzieć.
-Już to kiedyś słyszałam, Jay. Powtarzasz się.- Van patrzyła w odbicie zastanawiając się, dlaczego to musi dziać się teraz, w takim momencie.
-Po raz ostatni, Kruszynko, i tym razem z całą świadomością tego, co mówię. Chcę zacząć od nowa, z czystą kartą.- Jared pociągnął ją za sobą do pokoju.- Jeśli chcesz, możesz od dziś nazywać mnie palantem, bo chyba zasłużyłem na takie przezwisko.
-Oho, Jared zażartował.- Dziewczyna usiadła po swojej stronie łóżka, patrząc jak jej mąż-palant zrzuca z bioder ręcznik którym był owinięty. Mimowolnie porównała w myślach chude ciało Jaya do zaokrąglonych i wcale nie oszczędnych kształtów Shanniego, przyznając, że starszy z braci wygląda o niebo lepiej, jest bardziej męski.
Jak to jest, zaliczyć obu Leto? Trochę dziwkarsko, prawda? Geny mamusi jednak nie śpią.
Sumienie odezwało się cichutko, ale stłumiła szybko jego wyrzuty. Dziwkarska natura jej matki nie miała tu nic do powiedzenia. Nie w sytuacji, w której w grę wchodziły silne, nie dające się stłumić emocje i pożądanie, od którego można było oszaleć.
-Zgasić światło?- Jared sięgnął do wspólnego wyłącznika obu lampek, wiszących po bokach łóżka.
-Jeśli nie będzie ci to przeszkadzało, to wolałabym, żebyś zgasił.- Van zdjęła koszulę nocną, którą na sobie miała, i wsunęła się pod przykrycie, pilnując się, by być odwróconą plecami do męża.
-Myślałem, że chcesz przejrzeć internet, jak zawsze.- Światło zgasło i Van poczuła, jak materac za nią ugina się pod ciężarem Jareda.
-Myślałam, że już to za mnie zrobiłeś.- Odparła, nie potrafiąc oprzeć się ironicznemu tonowi.
-Przepraszam. Nie wiem, co mi się stało.- Przytulił się do jej pleców, czując ulgę, że to o to jej szło. Nie o młodą kurewkę ani o coś z przeszłości, a o kontrolowanie jej poczynań w sieci.- Chyba bałem się, że zechcesz wrócić do dawnego życia. Wiesz, zazdrość może zrobić z człowieka idiotę.- Mruknął z zażenowaniem.
-Jutro o tym porozmawiamy, Jay. Nie lubię zabierać problemów do łóżka, wiesz o tym dobrze. Mam parę pytań, ale to jutro.- Vanja zamknęła temat.
To, że nie lubiła roztrząsać w łóżku życiowych problemów, było prawdą. W jej przekonaniu niszczyło to wszelką więź między ludźmi, i sprawiało, że miejsce, które powinno kojarzyć się z odpoczynkiem lub przyjemnościami seksu, kojarzyło się z rozmowami i kłótniami.
Dziś i tak nie było jej łatwo: gdy tylko zamknęła oczy, pod powiekami miała obraz twarzy Shanniego i próbowała zgadnąć, o czym teraz myślał. Może też leżał już u siebie, wspominając minioną noc?
Czuła dłoń Jareda, wędrującą po jej boku, sięgającą do piersi, pieszczącą ją, i zesztywniała mimowolnie: wiedziała, że mąż będzie chciał z nią spać, to było nieuniknione, ale... nie potrafiła odebrać jego dotyku, jako coś podniecającego, przyjemnego. Nie był tym mężczyzną, którego teraz pragnęła, i to nie pozwalało jej się rozluźnić. Pierwszy raz w życiu pomyślała o seksie z Jaredem jako o obowiązku, który musi wypełnić. Przedtem bywało różnie, teraz po prostu była wyłączona.
Wzięła głęboki oddech i zaczęła wyobrażać sobie, że zamiast Jareda leży za nią jego brat, i to jego palce łaskoczą jej skórę, przesuwają się po niej, ściskają pierś, potem wędrują na jej pośladki. Myślenie o tym w ten sposób pomagało: po chwili poczuła delikatne dreszcze podniecenia, sunące wzdłuż kręgosłupa i skupiające się w podbrzuszu. Ciało kochanka przylegało do niej mocno, rozgrzane i podniecone, napierało na nią sztywnym, twardym członkiem. Wygięła plecy, wypinając mocniej pośladki w jego stronę: chciała, żeby już wszedł, tęskniła za nim, za jego łagodnymi ruchami, długością, masywnością.
-Jaka jesteś gorąca, Van.- Szept Jareda przegonił wizję.- Dawno taka nie byłaś, kochanie.
Dziewczyna zacisnęła mocno powieki, prawie z żalem, mając ochotę zatkać mężowi usta jego własnymi bokserkami. Byle był cicho.
Jared odsunął się na chwilkę: Van usłyszała, jak otwiera szufladę w szafce przy łóżku. Po chwili zamknął ją z cichym stuknięciem. Leżąc, dziewczyna czekała na dźwięk, towarzyszący rozrywaniu folii, potem na nieprzyjemny, śliski dotyk naciągniętej na członek Jareda prezerwatywy. Zamiast tego poczuła wracającą na jej biodro dłoń męża i, czego zupełnie się nie spodziewała, towarzyszący temu chłód metalu na jednym z jego palców.
Jared założył obrączkę. Nie był przyzwyczajony do jej noszenia i uwierała go trochę, ale należała do części jego związku z Vanją. Wsuwając na palec zimne złoto miał nadzieję, że w jakiś sposób pokaże swoim gestem, że naprawdę chce zmienić swoje małżeństwo w coś dobrego.
Przyciągnął z powrotem do brzucha tyłek żony, podniecony, stęskniony za jej ciasną szparką po trzech dniach poza domem. Niecierpliwie namacał palcami wejście, przesunął się nieco w dół materaca, i wjechał w żonę jednym, mocnym ruchem. Była mokra, śliska, gorąca, na dodatek jej cipka w niesamowity sposób reagowała na podniecenie, nabrzmiewając i stając się jeszcze ciaśniejszą. Właśnie dlatego tak za nią szalał i tak go kręciła, od początku. Od pierwszego razu czuł, że jest inna od reszty dziewczyn, które przeleciał. Zawsze, pieprząc ją, miał wrażenie, jakby ciągle była dziewicą. To się kiedyś skończy, wcześniej czy później przestanie taka być, i to za jego przyczyną.
-Jesteś świetna, Van.- Wysapał jej nad uchem, unosząc się na łokciu.- Moja mała, rozkoszna...
Dziewczyna drgnęła.
-Nic nie mów, Jay.- Przerwała mu, dociskając mocno pośladki do jego brzucha.- Wolniej, do diabła, i nic nie mów.- Chwyciła go za biodro, zatrzymując je mocnym uściskiem.- Robisz to na czas?
Jared nie odpowiedział: chciała, żeby był cicho, więc był. Chciała, żeby pieprzył ją powoli, więc robił to powoli. Może nie było to tak podniecające, jak szybki, ostry seks, do jakiego przywykł, ale... łagodne pchnięcia też miały swój urok, dawały przyjemne, słodkie doznania.
Vanja najwyraźniej czerpała z nich większą przyjemność: wygięła kręgosłup, jęcząc cicho w poduszkę, przyciskała do siebie biodro Jareda za każdym razem, gdy wchodził do końca, potem znów zatrzymała go właśnie tak, głęboko w sobie, i wstrzymała na sekundę oddech.
-Jak ci dobrze, kochanie.- Jared szepnął, gdy miała orgazm. Czuł mocne, rytmiczne skurcze w jej cipce, masujące go lepiej, niż czyjkolwiek dłoń, nawet własna. Znów zaczął się poruszać, szybciej, niż chwilę wcześniej, tak, jak lubił.- Chcesz, żebym zrobił ci dziecko? Chcesz, Van?- Mówił, zbliżając się do wytrysku.
Ten pomysł wcale nie był tak głupi, jak Jared wcześniej myślał. Dodatkowo nie musiał komplikować mu życia, a nawet przeciwnie: zanim Vanja zajdzie w ciążę, może minąć kilka miesięcy, więc bez problemów zabierze ją w trasę. Z ochotą zajmie się zapładnianiem żony po każdym koncercie, i w przerwach między nimi, będzie robił to co noc, aż do skutku.
Myśląc o tym, podniecony własnym geniuszem, doszedł, widząc w wyobraźni, jak jego sperma rozlewa się wewnątrz ciała żony, wypełnia ją, wciska się w każdy fałdek, wypływa na zewnątrz... Ale przede wszystkim trafia tam, gdzie powinna, do macicy.
Da Vanji dziecko. Nie dlatego, że nagle nawrócił się i zechciał być ojcem, choć w gruncie rzeczy nawet w jego wieku mogło to przynieść sporo radości. Chciał dać żonie zajęcie, jakiś cel w życiu, a nic nie uszczęśliwiało kobiety bardziej, niż własny dzidziuś. Poza tym, jeśli chciała kogoś niańczyć, niech robi to w domu, i zostawi w cholerę wszystkich bezdomnych Rusków, pałętających się po ulicach.
Zmęczony uwalił się na plecy, wodząc dłonią po boku żonki. Czuł pod palcami jej blizny, prawie tego nie czując. Były brzydkie, ale po miesiącach ich dotykania niemal do nich przywykł. Niemal.
Zabrał dłoń, czując nagłą falę niechęci do wypukłych pozostałości po jej wypadku. Nie miałaby ich, gdyby ciągle się z nim nie kłóciła i nie narzekała na niego. Taka jest prawda.
Vanja podniosła się z posłania, nałożyła koszulkę i wstała, sięgając na szafkę po paczkę chusteczek. Leniwie starła z uda to, co z niej wypływało, patrząc na leżącego Jareda, uśmiechniętego od ucha do ucha, jakby wszystko było w najlepszym porządku.
Jej też chciało się śmiać, ale z innego powodu: biedny Jared nie miał pojęcia, że była praktycznie bezpłodna. Korciło ją, żeby powiedzieć mu o tym, rzucić "Wiesz, Jay, z dziecka nici, mógłbyś pompować we mnie hektolitry nasienia, a i tak nie zajdę w ciążę", ale zrezygnowała. To było takie zabawne, mieć swoją tajemnicę przed człowiekiem, który traktował ją, jakby była ograniczona umysłowo.
Zresztą, to była tajemnica jej i Shanniego. On wiedział, że nie musi bać się komplikacji. Jemu musiała powiedzieć: gdy ochłonął, wyspał się, i napił kawy, bez oporów przyznał się, że stracił głowę i nie pomyślał o zabezpieczeniu. Spytał, czy bierze pigułki. Wyglądał przy tym na zmieszanego koniecznością rozmowy o czymś takim, choć poruszenie przez niego tematu świadczyło o jego dojrzałości. O tym, że myśli poważnie, chce uniknąć kłopotów, i nie chce sprawiać ich jej. Powiedziała mu więc o skutkach wypadku, o tym, co zdarzyło się w klinice, i o tym, że po ostatnim zabiegu jest jałowa. Shannie nie odetchnął z ulgą, nie podskoczył z radości, krzycząc "Chwała Panu". Patrzył na nią ze współczuciem, jakby rozumiał, że mimo pozornego pogodzenia się z losem, Vanja cierpi.
A potem zażartował, może niezbyt fortunnie, zważywszy na okoliczności, ale wiedziała, że chciał dobrze. Powiedział coś, co uświadomiło dziewczynie, jak bardzo jest jej bliski.
"Cóż, skrzacie, zawsze możemy kupić sobie szczeniaczka."

                                                                         *****

Tym miłym akcentem zakończę dzisiejszy rozdział. Podobało się? Bo mi tak :D
Czekam na opinie :)
Pozdrawiam. 
@Yas_VanjaT

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz