It`s not my way.

środa, 2 stycznia 2013

Let`s talk.

Samochód zajechał przed dom: Jared, któremu ze zdenerwowania spociły się dłonie, wyskoczył ze środka jak diabeł z pudełka, nie bardzo wiedząc, co pierwsze. Powinien otworzyć przed Vanją drzwi i pomóc jej wysiąść, ale dobiegająca zza otwartych szeroko okien muzyka natychmiast podpowiedziała mu, że Shannon się bawi. Mógł co prawda zadzwonić do brata i uprzedzić, że będą mieć dziś gościa, ale bał się, że Van odbierze jego rozmowę jak przestrogę i pomyśli, że Jared coś przed nią ukrywa.
Klnąc własną głupotę obiegł maskę wozu, szarpnął klamkę i wyciągnął dłoń w stronę swojej pasażerki.
-Zapraszam w swoje progi.- Wymamotał, nagle zmieszany.
-Dobrze, że nie dodałeś "skromne", bo na pewno takie nie są.- Kobieta pozwoliła mu wyciągnąć się na zewnątrz i rozejrzała się z nieukrywanym zainteresowaniem. Zmarszczyła brwi, patrząc w stronę głośnego domu, potem kilku porzuconych na trawie puszek po piwie i pustej butelki po wódce.- Jay, czy ty pijesz?
-To brata.- Krzywiąc się w czymś, co miało udawać uśmiech, ruszył w stronę drzwi, nie pozwalając Vanji na dłuższe oględziny widocznej z podjazdu części ogrodu. Idąc zastanawiał się, czy na krzaku przy zachodniej ścianie domu nadal wiszą porzucone przez jedną z panienek Shannona majtki.
-Wybacz, brat nie wie, miało mnie nie być do wieczora.- Przekrzykując muzykę Jared otworzył przed Vanją szerokie podwoje rezydencji.- Pewnie jak zwykle śpie...- Zaczął i urwał, zdębiały tym, co zastał w środku: golutki jak niemowlę Shannon stał tyłem do nich, zapatrzony w olbrzymie, sięgające podłogi okno i baraszkujące w ogrodzie ptaki. Patrząc, drapał się leniwie w pośladek.
Jared puścił dłoń Vanji, przemknął przez pomieszczenie i wyłączył muzykę.Cisza, która zapadła, aż dźwięczała w uszach.
-Co, kurw...- Shannon obejrzał się przez ramię.- Jerry, miało cię nie być.
-Ale jestem.- Wskazał głową w stronę drzwi, w których stała osłupiała Vanja.- Zakryj dupsko, nie jestem sam.- Rzucił i spojrzał w okno, jakby spodziewał się znaleźć tam podpowiedź, jak wybrnąć z krępującej sytuacji.
-Nudziłem się.- Shannon już zdążył obejrzeć stojącą w drzwiach kobietę i jego twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.- Jerry, skąd wytrzasnąłeś tego skrzata?- Wyminął brata i ruszył długimi krokami do gościa.- Ja pierdzielę, brązowa Samantha Fox. Tylko ładniejsza.
Jared popędził za nim, mając w głowie prawdziwy mętlik, wściekły na Shannona, ale przede wszystkim na siebie. Mógł spodziewać się, że coś pójdzie nie po jego myśli, ale nawet nie mógł by sobie wyśnić, że aż tak. Inaczej wyobrażał sobie pierwsze spotkanie Van z kawałkiem jego rodziny, miało być normalnie, można powiedzieć: przykładnie. Tymczasem Shann stał przed nią golusieńki i szczerzył się, jak idiota. Dobrze choć, że zakrył dłońmi swoje klejnoty.
Vanja, która chyba otrząsnęła się z pierwszego szoku, odpowiedziała uśmiechem, zadzierając głowę do sporo od niej wyższego golasa.
-Podałbym ci rękę na powitanie, ale muszę chować swoje cudo w obu dłoniach. Jedna nie wystarcza.- Shannon przerwał milczenie.- Jestem...
-Shannon. Wiem, Jay mówił mi, że ma brata.- Vanja zerknęła pospiesznie na Jareda, potem mimowolnie jej wzrok omiótł skulone w kształt muszli dłonie Shannona i wrócił do jego twarzy.- Miło mi cię poznać. Ja jestem Vanja.
-Vanja? Co to za imię? Akcent też masz ciekawy.- Shannon mówił z szerokim uśmiechem, wbijając spojrzenie w widoczny w rozcięciu bluzki Van dekolt, ale robił to w taki sposób i z miną tak zachwyconą, że chyba nie miała mu tego za złe. Przynajmniej Jared nie widział w jej twarzy niczego w rodzaju niechęci. Mimo to czuł się jak ostatni głupek: mógł zabrać Van w jakieś ustronne miejsce, kupić coś do zjedzenia, posiedzieć z nią, porozmawiać. Zachciało mu się zaznajamiać ją z rodziną, to ma, czego pragnął: rozanielonego, gołego brata i wgapioną w niego Vanję.
-Shann? Shannon? Kto tam jest?- Czyjś głos dobiegł zza wyjścia nad basen: ciche stąpanie bosych stóp, plaskających o podłogę, zbliżało się, aż oczom Jareda ukazała się postać, której nie spodziewał się ujrzeć, tym bardziej we własnym domu.
-O kurwa.- Jęknął bezgłośnie, usiłując nie tracić pozorów spokoju: dziewczyna była naga, jedynie przepasana w talii złotym łańcuszkiem. Jej ciało lśniło od kropli wody, i choć zgrabne, nie wzbudzało w Jaredzie najmniejszych choćby pozytywnych odczuć.
-Jerry? Fajnie, że jesteś. Mówiłam właśnie Shannowi, że brakuje nam kogoś do towarzystwa.- Jenny wyszła zza wyższego z braci i dopiero teraz zauważyła stojącą przed nim, drobniutką Mulatkę.
W jednej sekundzie oceniła ją krytycznym wzrokiem, krzywiąc pogardliwie usta na widok taniej, byle jakiej bluzki i równie pospolitej spódnicy, sięgającej za kolana Vanji.- A to co? Otwierasz filię Czerwonego Krzyża, Jerry?
Vanja zbladła wyraźnie, jej dłoń zacisnęła się na uchwycie laski, oczy zmrużyły się odrobinę, ale z ust nie schodził promienny uśmiech.
-Nie wydajesz się potrzebować pomocy, chyba, że nie stać cię na ubranie.- Odparowała głosem tak słodkim, że aż mdlącym.- Na twoim miejscu sprzedałabym ten łańcuch, na którym cię prowadzają. Wystarczy na parę majtek.
Jared zakaszlał, ukrywając rozbawienie, za to Shannon omal nie zaczął bić brawo, w ostatniej chwili przypominając sobie, co chowa pod dłońmi.
Litościwy wyraz twarzy Jenny zmienił się w pogardliwy i pełen złości. Założyła ręce na piersi i wyprostowała się, górując nad Vanją.
-Czuję się tu jak u siebie, a u siebie chodzę nago, kiedy mi się podoba.- Podchwyciła pospieszne spojrzenie, jakie Vanja rzuciła Jaredowi, i dodała zjadliwie.- O Jerrego się nie martw, już wszystko widział. Prawda, Jerry?- Rzuciła mu pytanie, ani na chwilę nie odrywając wzroku od kobiety, którą z miejsca uznała za swoją konkurentkę.
W Jaredzie aż zawrzało ze złości, ledwie udało mu się powstrzymać przed strzeleniem Jenny w zadowoloną z siebie gębę. Widział, jak słowa blondynki podziałały na Vanję: zbladła jeszcze bardziej, skuliła się, stając jeszcze drobniejszą, niż zwykle, i patrzyła na niego bez słowa. Nie umiał orzec, co widzi w jej oczach prócz wyraźnego, nieukrywanego rozczarowania.
Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą, gdziekolwiek, byle dalej od roznegliżowanej pary. W rezultacie wylądowali za domem, gdzie wskazał Vanji postawioną w zacienionym miejscu ławkę, i usiadł pierwszy, czując miękkość kolan. Wściekłość, która jeszcze przed chwilą buzowała w nim jak woda w czajniku, zmalała do znośnego poziomu, wypierana przez wstyd. Nie po raz pierwszy coś, co zrobił w chwilach zamroczenia, wracało i mściło się na nim, dając kolejną lekcję, z której i tak nie wyciągał żadnych wniosków na przyszłość.
-Przepraszam za brata.- Stęknął głucho.- Nie miałem pojęcia.
-Domyślam się, że gdybyś miał, nie przywiózłbyś mnie tutaj.- Vanja nie patrzyła na niego, rozglądając się po ogrodzie. Widać było, że czuje się nieswojo: nerwowo obracała w palcach rzeźbione zakończenie laski i co chwila odgarniała włosy, choć te nie spadały jej na twarz.
Jared nie odzywał się słowem, choć wiedział, że powinien co powiedzieć. Tyle, że nie przychodziło mu do głowy nic na tyle sensownego, by chciał podzielić się tym z Vanją. Zdawał sobie sprawę, jak w jej oczach wyglądała sytuacja: dom Jareda to istny burdel, w którym panienki, wspólne dla obu braci, ganiają na golasa od rana do nocy. I on, debil, przywiózł tu kobietę, której chciał przywrócić wspomnienia. Jezu, co mogła sobie pomyśleć, co przypomnieć?
"Jesteś szmatą. Jared."
Drgnął słysząc w głowie pełne pogardy słowa, wypowiedziane lata temu, choć w podobnych okolicznościach. Nie był szmatą. Już nie.
A może jednak był, tylko nie chciał tego widzieć?
Miał czterdzieści lat, był dojrzałym mężczyzną... fizycznie. W środku nadal był głupim gówniarzem, nie potrafiącym powiedzieć sobie "dość" i nie myślącym o konsekwencjach tego, co robił. Jego życie zawodowe i prywatne nie szły w parze, były oddzielone od siebie niewidzialną barierą, którą sam stworzył. Chwilami miał nawet wrażenie, że stanowi dwie różne osoby w jednym ciele. Biznesmen i idiota. Altruista i bezmyślny dzieciak.
Kogo próbował oszukiwać?
-Van, chyba jednak lepiej będzie, jeśli się stąd ulotnimy. To był zły pomysł.- Zaproponował, w cichej nadziei, że gdzie indziej napięcie, które wyczuwał, zmaleje.
Vanja podniosła głowę i spojrzała na niego przeciągle, z namysłem.
-Żałujesz, że mnie tu przywiozłeś, prawda? Nie pasuję do tego miejsca i ludzi, których znasz. Jestem inna.- Powiedziała po dłuższej chwili, nadal zamyślona i poważna.- Ja to wiem, ty to wiesz, oni pewnie też od razu to wyczuli. Dlatego wasza przyjaciółka potraktowała mnie jak śmiecia. Pochodzę z innego świata, z miejsca, w którym ma się pewne zasady i szanuje tak siebie, jak innych.
-Przyjaciółka? Moja?- Jared prychnął, omal nie opluwając sobie brody.- Ledwie ją znam! Odpaliłem ją, a wiesz chyba, jakie wredne potrafią być kobiety, gdy mężczyzna ich nie chce?- Dopiero teraz dotarło do niego wszystko, co powiedziała Van.- Szanuję siebie.- Czyżby?- I szanuję kobiety, jeśli na to zasługują.
-Taak...- Vanja mruknęła pod nosem, przeciągając słowo z lekką ironią.- Więc, Jay, pokażesz mi dom, czy za bardzo się wstydzisz tego, co jeszcze mogę zobaczyć?- Patrzyła mu w oczy z niemym wyzwaniem.- Chowasz nastolatki w szafie? Młode dziewczęta w szkolnych mundurkach? Czy kolekcję filmów, w których trzydziestolatki z warkoczykami, ubrane w kuse spódniczki i białe bluzeczki, lubieżnie zlizują z palców roztapiające się lody?
Osłupiał. Po jej poprzednich słowach spodziewał się raczej tego, że z ulgą opuści posiadłość- przybytek rozkoszy i rozpasania, jakich "jej świat" nie toleruje.
-Hej, to nie było uczciwe.- Jęknął, czerwieniąc się.- Cios poniżej pasa, Van. Tak nie wolno.- Pogroził jej palcem.
-Co się z tobą porobiło? Starzejesz się? Kiedyś nie byłeś taki wstydliwy.- Klepnęła go w udo i wstała, opierając się na lasce.
-Chodź, oprowadzę cię. Mam nadzieję, że ten idiota już się ubrał.- Mruknął w odpowiedzi i wziął Vanję za rękę.

-Jak to jest, gdy się ma amnezję? Chyba przejebane, co nie, skrzacie?- Huknął po swojemu Shannon, płosząc kilka ptaków z najbliższych drzew.
We troje siedzieli przy ogrodowym stoliku i zajadali się kawałkami kurczaka, pieczonymi w miodzie z sezamem. Poza rzucanymi od czasu do czasu pojedynczymi zdaniami słychać było jedynie chrupanie słodko-pikantnej panierki.
-Nic, czego bym komukolwiek życzyła.- Vanja odłożyła na serwetkę wyczyszczone z mięsa kości udka i wyciągnęła przed siebie nogi, układając się wygodnie.- Czasem jest tak, że coś zaczyna ci się przypominać, albo przynajmniej czujesz, że zaraz sobie przypomnisz. Wiesz, że to coś ważnego, więc usiłujesz wywołać z pamięci potrzebny obraz, słowo, zdarzenie. Ale, niestety, im bardziej próbujesz, tym dalej ucieka to, czego szukasz. Choćbyś przegrzał sobie mózgownicę i przepalił w niej obwody.- Mówiąc, oblizywała palce z resztek sosu, zupełnie nie widząc wlepionych w nią oczu braci Leto.- Innym razem nagle zdajesz sobie sprawę że wiesz coś, czego wiedzieć nie powinieneś, a nie pamiętasz, skąd masz dane wiadomości. Albo znasz kogoś lepiej, niż myślałeś.- Przy tych słowach spojrzała na Jareda.- To dosyć dziwne, jeśli nie pamiętasz zbyt wiele, szczególnie jeśli to, co widzisz w głowie, dotyczy bardzo osobistych spraw.- Na jej ustach wykwitł delikatny uśmiech, nadając i tak ładnym rysom twarzy nowej głębi. Pochyliła odrobinę głowę, jakby składała przed swoim byłym chłopakiem ukłon, i odwróciła wzrok na Shannona.- W sumie mogę powiedzieć, że jestem okropnie zagubiona, tak we wspomnieniach, jak we własnych emocjach.
-Nie chce mi się wierzyć, że ten dupek nic nam o tobie nie mówił.- Shannon pokręcił z niedowierzaniem głową.- Ja pierdolę, przez dwadzieścia lat trzymał gębę na kłódkę, a teraz nagle dowiaduję się, że mój brat-przygłup miał wtedy dziewczynę.- Machnął ręką nad wystylizowaną na artystyczny nieład fryzurą Jareda.- Dlaczego mam ochotę przywalić ci serdecznie za trzymanie tego w tajemnicy? Wstyd mi za ciebie, Jerry. Wiesz, co powie matka, jak się dowie, że zostawiłeś laskę po wypadku i spierdoliłeś? Nie tak nas wychowała.
-Nie obchodzi mnie, co powie. Zresztą, to sprawa między mną i Vanją, wam nic do tego.- Jared poczuł nagłe rozdrażnienie. Wstał i poszedł w głąb ogrodu, zostawiając towarzystwo: jeśli mają ochotę ponarzekać na niego, niech robią to tak, żeby nic nie słyszał. On sam doskonale radził sobie z obwinianiem się o to, co zrobił. Lub raczej, czego nie zrobił.
Stojąc oparty o pień patrzył na siedzącą przy stoliku kobietę, próbując zobaczyć ją w nowy, inny od poprzedniego sposób. Odrzucił uprzedzenia, jakie kazały mu widzieć w niej intruza z przeszłości, żywy wyrzut sumienia, i zaczął myśleć o niej jak o kimś, kim dla niego była. Nie ponosiła odpowiedzialności za jego zachowanie, więc nie będzie jej obciążał własnymi grzechami. Nie wyglądało też, by chciała ukarać go, zemścić się za porzucenie. Ona naprawdę nie pamiętała większości wydarzeń, które miały miejsce w trakcie ich prawie rocznego związku.
Przyznała się do echa dawnych emocji: czy to znaczyło, że jego widok od nowa rozbudził w niej to, co czuła przedtem?
Przypomniał sobie jej słowa:
" Przez to, że nie pamiętałam wielu rzeczy aż do tej pory, wszystko wciąż jest świeże, jakby wydarzyło się dopiero co. Mam wrażenie, jakbym przespała więcej, niż sześć miesięcy, i obudziła się w chwili, gdy zobaczyłam cię w tamtym klubie."
Tak, on też miał wrażenie, jakby przez ostatnie lata spał. Lub może jakaś część niego wycofała się i tkwiła w uśpieniu, ledwie obserwując wszystko, co działo się dokoła. Włączyła tryb autopilota i oddaliła się, nie chcąc uczestniczyć w żadnym z wydarzeń. I wróciła dopiero teraz, gdy pojawiła się Van.
Jared oparł dłonie płasko o pień za sobą, zastanawiając się, dlaczego ma przemożną ochotę podejść do Vanji, pochylić się i pocałować jej gładkie, ciepłe czoło, jak robił kiedyś, gdy wracała ze szkoły do ich skromnego mieszkanka.

Grupka chłopaków, w większości właściwie młodych mężczyzn, stoi przy ścianie kamienicy, rozmawiając i śmiejąc się z rzucanych od czasu do czasu żartów. Jared, jak co dzień, bierze udział w ulicznym rytuale, jakim jest głośne komentowanie walorów mijających grupę dziewczyn. Jest wczesne popołudnie, pora, gdy z pobliskiej szkoły wracają do domów całe gromady dzieciaków.
Od kilku tygodni uwagę Jareda zwraca jedna dziewczyna z ostatniej klasy: niska, drobna Mulatka, nowa w okolicy. Z tego, co się dowiedział, sprowadziła się tu z rodzicami niecałe dwa miesiące temu. 
Od chwili, gdy zobaczył ją pierwszy raz, początkiem lutego, nie może znaleźć sobie miejsca. Wie, że to jeszcze dzieciak, dziewczyna ma tylko czternaście lat, ale nie może przestać o niej myśleć. 
Jak każdego dnia, oprócz weekendów, wbija w nią wzrok natychmiast, gdy wyłania się zza zakrętu, i nie przestaje się na nią gapić, choć nie przestaje też rozmawiać i sili się nawet na opisanie swojej seks randki sprzed paru dni. Milknie, gdy dziewczyna jest blisko: nie chce, żeby usłyszała wulgarne słowa, jakimi sypie przy kumplach.
-Masz fajne cycki. Dasz pomacać?- Jeden z chłopaków robi dwa kroki w tył i zatrzymuje się na drodze dziewczyny. Ta, nie odzywając się, pokazuje mu środkowy palec lewej ręki i nie zwalniając ani na chwilę, omija go. Potem robi coś, czego Jared się nie spodziewa: obraca się przez ramię, patrzy wprost na niego i uśmiecha się przelotnie. Przez parę sekund, podczas których wymieniają spojrzenia, Jared nie oddycha i nie myśli. Czar mija, gdy dziewczyna odwraca głowę i oddala się, nie zwracając już na niego uwagi. 
-Jerry, masz branie, nie zepsuj tego. 
Śmiech kolegów sprowadza go z powrotem na ziemię: wtóruje im, po czym żartuje z dziewczyny, nazywając ją smarkulą. Robiąc to, przysięga w duszy sam sobie, że ta mała czarnulka będzie jego.

Jared oderwał się od wspomnień, całkiem przyjemnych, co musiał przyznać, i wrócił do stolika, już spokojniejszy niż kilka minut wcześniej. Machnął ręką na opinię Shannona: niech mówi, co chce, część racji w tym na pewno jest. Kłótniami i oporem w przyznaniu, że było się skończonym kutasem, nie odmieni przeszłych zdarzeń. Bywa, że trzeba odpuścić i stanąć oko w oko z samym sobą. Życie.
Siadając przysunął swój fotel bliżej Vanji, robiąc to zupełnie bezmyślnie. Dopiero gdy położył rękę na oparciu i poczuł dotyk jej dłoni, spoczywającej tuż obok, zdał sobie sprawę z tego, iż zachował się, jakby to było coś normalnego, że siedzą tak blisko siebie.
Słuchając ich rozmowy o czymś trywialnym i nie dotyczącym jego, poruszył palcami i pogładził grzbiet dłoni Van. Spojrzała na niego pytająco: wzruszył ramionami, nie przerywając. Nie mógł: dotyk gładkiej skóry pod opuszkami wprowadził go w nastrój uniesienia, jakiego nie pamiętał od dawna. Czuł się tak, jak wtedy, gdy dopiero co ją poznał i starał się sprawić, żeby zerwała z pryszczatym małolatem i została jego dziewczyną. Wrażenie przyjemnego deja vu, obejmujące umysł i ciało, poprawiało mu nastrój lepiej, niż kilka kolejek, wypijanych dla oderwania się od codzienności.
-Shaaann! Idziesz na góoręę?- Rozległ się krzyk z okna na piętrze: cała trójka poderwała głowy, patrząc na wychylającą się do nich Jenny. Nie towarzyszyła im w posiłku, woląc odespać zarwaną noc.
Nadal była naga, przynajmniej ta jej część, którą widzieli. Jej małe piersi bujały się lekko, nie tak zgrabne, jak jeszcze niedawno myślał o nich Jared. Nie podobały mu się.
Uderzyło go jeszcze jedno: bladość skóry dziewczyny. Miała jasną karnację, jak każda naturalna blondynka, ale teraz jej cera wydawała się nienaturalnie biała. Nawet lekka opalenizna nie poprawiała wrażenia, jakie miał, patrząc na nią.
Shannon dźwignął się z fotela.
-Obowiązki wzywają.- Mruknął, puszczając oczko do Vanji.- Mam nadzieję, że nie znikniesz do wieczora, skrzacie?- Spytał, zgarniając na kupę brudne talerze.
-Raczej zniknę. Muszę wracać do domu, czeka mnie trochę pracy. Zresztą, Jay też nie ma czasu, nie chcę zawracać mu głowy cały dzień.
-Księciunio nie ucierpi, już ty się o niego nie bój.- Łypnął na brata wzrokiem, który mówił: tylko spróbuj zaprzeczyć, to zobaczysz.
Jared roześmiał się, zdziwiony tym, jak bardzo jest wyluzowany i spokojny. W zasadzie czuł się jak ktoś, kto po długiej wędrówce znalazł wreszcie miejsce, ku któremu zmierzał, i może odpocząć.
-Nie puszczę jej stąd, bez obaw. Mamy sporo spraw do omówienia, a wcześniej jakoś nie było okazji.- Mówiąc, chwycił dłoń Van w swoją i trzymał tak przez chwilę. Potem zostawił ją i pomógł Shannowi sprzątnąć ze stołu.- Przyniosę coś do picia.

-Przepraszam, Van.- Jared wrócił do ogrodu i podał jej wysoką szklankę z lekkim drinkiem. Zrobił go, nie pytając, czy ma ochotę na coś mocniejszego, ale wyczuwał, że obojgu im przyda się coś na odwagę. Jego drink miał przynajmniej drugie tyle wódki, co jej.
-Za co?- Upiła odrobinę i skrzywiła się, ale zaraz wzięła jeszcze kilka łyków.
-Za to, że wtedy wyjechałem. Wiem, że nie powinienem był tego robić.- Przyznał cicho.
-Cóż, stało się.- Mruknęła niewiele głośniej.- Może pocieszy cię to, że i tak nie wiedziałabym, kim jesteś.
-Marna pociecha.- Uśmiechnął się i zapatrzył w dal, nie mając w tej chwili odwagi mierzyć się z jej spojrzeniem. Wolał nie wyczytać w jej oczach skrywanej przez lata pretensji.- Byłem przerażony, Van. Lekarze powiedzieli mi, że umierasz, a ja nie byłem w stanie zostać i na to patrzeć. Czułem się tak cholernie winien.- Wyznał jednym tchem, chcąc wreszcie wyrzucić to z siebie w oczyszczającej samokrytyce.- Mieliśmy tyle planów, cele do osiągnięcia, twoje studia, moje, o ile wygrzebałbym się z dołka, w który sam się władowałem, potem praca. Miałaś zamiar studiować zarządzanie. I na pewno ukończyłabyś studia z wyróżnieniem, byłaś... jesteś bardzo zdolna. Nie to, co ja, przeciętniak. Wiesz, że tak właściwie tylko dzięki tobie udało mi się osiągnąć aż tyle?- Zatoczył ręką, wskazując otaczający ich ogród i piękny dom.- Nawet o tym nie wiedziałem, ale chciałem, żebyś była ze mnie dumna. Chciałem pokazać, że potrafię coś więcej, nie tylko włóczyć się z chłopakami i brać. Zawsze narzekałaś, że...
-Zachowujesz się jak gówniarz, który nie ma przed sobą żadnych perspektyw.- Vanja weszła mu w słowo, kończąc zdanie.- Pamiętam to, Jay. Nasze kłótnie, gdy wracałeś do domu po jakimś kolejnym świństwie i uważałeś, że to żaden problem.- Z każdym kolejnym słowem jej głos stawał się pewniejszy, jakby sama siebie przekonywała, że ma rację. Że pamięć nie płata jej figli.- Miałam do ciebie straszny żal, że nie chcesz wspólnie ze mną spełniać Naszego Amerykańskiego Snu.
-Ależ chciałem, tylko brakowało mi sił, żeby ruszyć z miejsca. Stale powtarzałem sobie, że od jutra robię z tym porządek, i stale odkładałem to na później.- Stwierdził, potrząsając głową.- Byłem głupim dzieciakiem, któremu wydawało się, że jest dorosły.
-Za to ja byłam dzieciakiem, który dorósł zbyt szybko.- Vanja westchnęła, po czym położyła dłoń na jego przedramieniu i ścisnęła je lekko.- Jared, jest jeszcze coś, o co muszę cię spytać. To dla mnie dość ważne, a ty wiesz więcej, niż ja.
-Śmiało.- Uśmiechnął się, maskując tym nagły lęk, że ona wie, lub podejrzewa. Serce zatrzymało mu się na sekundę i ruszyło dalej w ostrym galopie.
-Wiem, czym zajmowali się moi rodzice. Pamiętam, jak mama przyprowadzała do domu obcych mężczyzn a ojciec brał od nich pieniądze. Byłam mała, ale wciąż to widzę, bo już wtedy czułam, że to, co robią, jest złe. Później, gdy zaczęłam zadawać pytania, przestali przyjmować klientów w domu i znikali na parę godzin, zostawiając mnie pod opieką sąsiadki.- Vanja mówiła przyciszonym głosem, zerkając z niepokojem w okno pokoju Shannona.
Jared próbował przełknąć ślinę, ale gardło miał zaciśnięte, jakby ktoś zawiązał je na supeł. Zwilżył usta drinkiem i oblizał je nerwowo: więc wie, kojarzy, podejrzewa, i teraz zada ostateczne pytanie, na które będzie musiał odpowiedzieć. Będzie musiał przyznać się do tego, że włożył kutasa jej matce, i niech Bóg ma go w swojej opiece, jeśli po tym Vanja go nie znienawidzi.
Tylko dlaczego krążyła wokół tematu, zamiast przystawić mu lufę do łba i pociągnąć za spust?
-Widzisz, Jay, po przebudzeniu, gdy już wydobrzałam na tyle, żeby zacząć kontaktować, zdałam sobie sprawę, że nie jestem już dziewicą.- Spojrzała na niego ze skrępowaniem.
-Sprawdzałaś palcem?- Palnął bez zastanowienia, w środku fikając koziołki z radości i ulgi, że to o to jej chodziło. Poczuł się jak ktoś, komu odczytano odroczenie wyroku, choć cień egzekucji nadal wisiał gdzieś za jego plecami. Niewidoczny, ale wyczuwalny, czający się. Odepchnął tę myśl od siebie.
-Dostałam okres i pielęgniarka dała mi tampon, a ja mogłam go użyć bez najmniejszych problemów.
-No raczej.- Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.- Prowadziliśmy, że tak powiem, intensywne życie erotyczne.
Vanja zaczerwieniła się, patrząc na niego z wyrzutem, więc rzucił jej wymowne spojrzenie i wysunął koniuszek języka, co jeszcze bardziej ją zawstydziło.
-Chodzi mi o to, że nie pamiętam...- Zamrugała i odwróciła wzrok.- Jay, czy rodzice zmuszali mnie do prostytucji? Wtedy, gdy mnie poznałeś, czy...- Zawiesiła głos, nie kończąc, ale nie musiał być geniuszem, żeby wiedzieć, o co pytała.
-Och, Vanju, przysięgam, że przede mną byłaś stuprocentową cnotką. Ledwie umiałaś się całować.- Odparł łagodnie.- Nie nalegałem, czekałem, aż sama będziesz tego chciała, i zrobiliśmy to w dniu, w którym skończyłaś szkołę.- Zadumał się, przypominając sobie tę chwilę. Najbardziej utkwił mu w głowie obraz rozpalonego słońcem nieba, widocznego nad ramieniem opartej o szybę balkonu dziewczyny. To i myśl, która wtedy tkwiła mu w głowie: że teraz będzie inaczej, poważniej, i tego właśnie najbardziej pragnie.
-Dziękuję, to właśnie chciałam wiedzieć.- Odetchnęła z wyraźną ulgą, ale po chwili zaczęła chichotać.- Jezu, Jay, byłeś strasznym oblechem, miałam tylko piętnaście lat!- Trzepnęła go lekko w rękę
-No to co? Byłem po uszy zakochany. I napalony, jak to u młodych chłopaków bywa.- Usprawiedliwił się.- Ale cierpliwy.- Dodał z dumą.
-Pomijając piknik.- Vanja sprostowała ze śmiechem.
-Tak, pomijając piknik.- Zgodził się bez protestów, patrząc na nią z prawdziwą przyjemnością. W tej chwili, rozluźniona drinkiem, wesoła, z oczami lśniącymi rozbawieniem, przypominała dawną siebie. Taką, jaką uwielbiał.
Coś przebudziło się w nim, uczucie, o istnieniu którego nie miał dotąd pojęcia. Ze zdziwieniem przyjrzał się mu i wstrzymał na moment oddech, zdając sobie sprawę, że nowa-stara emocja to tęsknota.
-Piękne popołudnie, prawda?- Zauważył, poruszony tym, co czuł, chcąc odwrócić od tego własną uwagę.
-Tak.- Vanja odchyliła głowę w tył i parsknęła śmiechem, nie pasującym do sytuacji.- Wiesz, co właśnie przyszło mi do głowy? Że gdybym powiedziała komuś ze swoich znajomych "słuchaj, dwadzieścia lat temu sypiałam z Jaredem Leto, choć ledwie to pamiętam", to nikt by mi nie uwierzył.
-Wiesz, zawsze mogę odświeżyć ci pamięć.- Jared poruszył brwiami, nastrajając się z miejsca odpowiednio do tematu. Szczerze musiał przyznać przed sobą że owszem, nie miałby nic przeciw temu, by przypomnieć Vanji ich dawne łóżkowe zapasy.
-Z mężczyznami tak jest, że zawsze są ochoczy.- Kobieta pokręciła głową, jakby zaprzeczała własnym słowom. W jej czarnych oczach pojawił się nowy wyraz, coś jakby czujność, podszyta nieufnością.- To nie miałoby sensu, Jared. Nie pasujemy do siebie, ledwie się znamy.- Nadal kręciła głową, z coraz większym przekonaniem próbując wytłumaczyć mężczyźnie swój punk widzenia. Przez to odniósł wrażenie, że chce przekonać nie tyle jego, ile siebie, bo i jej przeszła przez głowę myśl o pójściu z nim do łóżka. Musiała o tym pomyśleć, jeśli, jak sama stwierdziła, jej emocje są świeże i silne.
Boże, ona wciąż, a może od nowa, mogła go pragnąć.
-Naprawdę, Van, nie chciałabyś, żebym objął cię jak kiedyś, pocałował?- Ośmielony pochylił się w jej stronę i położył dłoń wysoko na jej udzie, nie zwracając uwagi na to, że zesztywniała pod jego dotykiem, spłoszona.- Nie chciałabyś, żebym po tylu latach znowu,choć jeden raz, się z tobą kochał? Naprawdę?
-Jared, przestań, proszę.- Odsunęła jego rękę, poważna. Po poprzedniej wesołości nie został na jej twarzy najmniejszy ślad.- To nie jest... uczciwe. Nie ma sensu budzić...
-Nie dowiesz się co ma sens a co nie ma, jeśli tego nie sprawdzisz.- Przerwał jej, rozdrażniony jawnym odrzuceniem.- Najwyraźniej pomyliłem się w ocenie sytuacji, przepraszam.- Usiadł prosto i w kilku łykach rozprawił się z drinkiem.
-Pomyliłeś się? Myślałeś, że co zrobię, rzucę się na ciebie, wygłodniała chłopa? Czy może uważasz, że skoro jesteś taki sławny, to żadna ci się nie oprze?- Krzyczała na niego cicho- o ile coś takiego w ogóle jest możliwe.- Nie jestem taka, jak twoje przyjaciółeczki, biegające z cyckami na wierzchu.
-Przez myśl mi nie przeszło, że jesteś.- Wtrącił, mając przed oczami jej obraz, ubranej tylko w dziewczęce figi i nic więcej, robiącej mu kolację. Kąciki ust uniosły mu się w tłumionym z trudem uśmiechu.- Przecież ty nigdy się przede mną nie rozebrałaś.- Dodał, chichocząc.
-Nie dołączę do grona twoich podrywek, Jay.- Zastrzegła, mrużąc oczy, w których znów pojawił się błysk rozbawienia.
Cóż, ona nigdy nie umiała chować urazy zbyt długo, Nie, jeśli chodziło o niego.
-Rzucasz mi wyzwanie?- Spytał prowokacyjnie.
-Sam odpowiedz sobie na to pytanie.- Ledwie usłyszał jej słowa, ale patrząc na nią dałby sobie jaja uciąć, że w oczach miała wypisaną nadzieję i, o ile dobrze odczytał ich wyraz, bolesną tęsknotę. A także nieukrywany lęk.
-Jak ty mi nie ufasz, Van. Jak ty mi nie ufasz...- Mruknął, tracąc ochotę na dalsze żarty.
To, że miała go za podrywacza, łapiącego laski na lep sławy i piękne oczy, zabolało go prawdziwie i głęboko. Pod pozornie lekkimi słowami odczytał bez trudu jej strach przed nim i tym, w jaki nowy sposób mógł ją skrzywdzić.
Nie chciał być dla niej tym, który zawsze rani. Dla wszystkich innych mógł być największym draniem, kawałem chuja, świnią, ale nie dla niej. I nie po tym, co jej kiedyś zrobił.
-Odwieziesz mnie?- Spytała po paru minutach milczenia z obu stron.
-Piłem.- Stwierdził, co było równoznaczne z odmową.- Możesz zostać, Shann się ucieszy.- Zaproponował z grzeczności. Czuł jednak, że to nienajlepszy pomysł: atmosfera między nimi zagęściła się, powstało nieprzyjemne napięcie, które powinno rozwiać się samo, bez prób ingerencji z ich strony. Potrzebowali spokoju i chwili do namysłu, żeby znów móc z sobą rozmawiać bez spięć.
-Wolę wrócić do domu. Jeśli możesz, wezwij mi taksówkę.
Zrobił to bez oporów, wdzięczny, że nie uległa prośbie i nie została. Tak było lepiej, inaczej pewne sprawy mogły zbyt szybko pójść do przodu, a tego nie chciał.
Patrząc, jak Vanja wsiada do samochodu i odjeżdża, zdziwił się swojej pewności, że inaczej spałby z nią tej nocy.


                                                                  *****

Kolejny ka(ł)wałek za mną. Nie napisałam wszystkiego, co planowałam, ale, jak mówi stare przysłowie pszczół: jeden planował pierdnąć, i się zesrał.
To, co miało być tutaj, znajdzie się, lub nie, w następnym rozdziale.

2 komentarze:

  1. 28 years old VP Quality Control Werner Edmundson, hailing from Woodstock enjoys watching movies like Cold Turkey and Sailing. Took a trip to San Marino Historic Centre and Mount Titano and drives a Mercedes-Benz 680S Torpedo Roadster. Dowiedz sie tutaj

    OdpowiedzUsuń
  2. prawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.

    OdpowiedzUsuń