It`s not my way.

piątek, 21 grudnia 2012

Konfrontacja.

-Nie rozumiem, dlaczego jesteś zdziwiona.- Jared wzruszył ramionami w udawanej beztrosce. Czuł, jak jego serce kołacze się niespokojnie, ale grał luzaka. Co jak co, gra na planie była czymś, co opanował do perfekcji. A teraz, stając oko w oko z prześladującą go ostatnio przeszłością, nie chciał okazać się złym aktorem. Sam sobie napisał scenariusz, określił, jak ma wyglądać jego postać, nadał jej pewne cechy. I tego chciał się trzymać. Cokolwiek by czuł, nie chciał wypaść ze swojej roli, a ta zakładała, że będzie zdystansowany do wszystkiego, co powie Vanja.
-A czy ty nie byłbyś zdziwiony, nie pamiętając dwóch lat ze swojego życia?- Odparowała.- Mając krótkie przebłyski i nie potrafiąc przyporządkować ich w odpowiednie miejsce?- Potrząsnęła głową.- Czego ode mnie chcesz, Jay?
-Czego chcę?- Pytanie zaskoczyło Jareda bardziej, niż gdyby zobaczył tańczącego lambadę, nagiego prezydenta, otoczonego stadkiem girlasek.
-Zaproponowałeś spotkanie, więc przypuszczam, że miałeś w tym jakiś cel.- Vanja podniosła szklankę z wodą, upiła łyk i odstawiła ją na stolik. Zrobiła to szybko, ale Jared zdążył zauważyć, jak bardzo drży jej ręka.
-Chciałem cię zobaczyć.- Odchylił się w tył i rozparł na krześle.- To coś złego?
-Po co? Nie interesowałeś się mną przez wszystkie te lata, a teraz dopadły cię sentymenty?- Kobieta patrzyła na niego nieufnie.- Jay, proszę, bądź ze mną szczery, przez wzgląd na przeszłość. Nie jestem już naiwnym dzieckiem, któremu możesz opowiadać bajki.- Przez jej ramiona przeszedł dreszcz.- Wiesz, jak trudno mi tu teraz być?- Dodała cicho, odwracając wzrok.
-Myślisz, że ja czuję się komfortowo?- Wyznał po chwili milczenia, szukając w sobie sił, by nakierować rozmowę z powrotem na wybrany przez siebie tor. Nie chciał, żeby Van zaczęła się nad sobą rozczulać, bo mógłby wtedy zmięknąć i powiedzieć coś, czego mówić nie chciał. I tak wystarczyła sama jej obecność, żeby część dawnych emocji wróciła i go dopadła.- Van, myślałem, że... wiesz.
-Myślałeś, że nie żyję, tak?- Podpowiedziała, patrząc na niego chłodno.
Wzruszył ramionami, nie odpowiadając. Nie musiał.
-Byłeś pewien, że umarłam, a jednak nie pofatygowałeś się, żeby to sprawdzić.- Vanja rozejrzała się z wyrazem twarzy takim, jakby szukała kogoś, kto słyszy i podobnie jak ona, nie rozumie.- Jakim ty jesteś człowiekiem, Jared?- Popatrzyła mu w oczy: walczył z sobą i opanowującym go wstydem, ale nie odwrócił wzroku ani na sekundę. Ona zrobiła to pierwsza.
-Powiedziałaś, że nie nie pamiętasz kawałka przeszłości.- Zmienił temat na wygodniejszy dla siebie, nie chcąc dać się opanować poczuciu winy, które od pierwszych słów Van dobijało się do jego głowy, dając znać, że czeka, aż je tam wpuści. Ani myślał to robić.
-Powiedziałam, że nie pamiętałam.- Vanja rozluźniła się, jakby i jej sprawiło ulgę odstąpienie od zaczątków kłótni, choćby i chwilowe.- Po przebudzeniu miałam lukę w pamięci, obejmującą ostatnie dwa lata. Możesz mi wierzyć, to nic przyjemnego. Byłam pewna, że coś stało mi się na boisku podczas lekcji, ostatni obraz, jaki miałam przed oczami, pochodził właśnie ze szkoły.- Zaczęła mówić, już spokojniejsza. Jej akcent, po wieloletnim pobycie w Rosji, był silniejszy i bardziej śpiewny, niż dwadzieścia lat temu, i, co dziwne, bardzo pasował do sposobu, w jaki wypowiadała każde słowo.- Byłam w szoku, gdy lekarz powiedział mi, który mamy rok. Czułam się jak bohaterka filmu klasy B, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
-Mniej więcej rozumiem.- Jared sięgnął do stojaka po serwetkę i zaczął bawić się nią, chcąc dać zajęcie dłoniom. Zwijał cienką bibułę i rozwijał, chłonąc to, co słyszał. Każdy szczegół mógł okazać się ważny, jeśli kobieta będzie chciała, jak przypuszczał, odegrać się, albo zażąda zadośćuczynienia za swoje, prawdziwe lub wymyślone, krzywdy.
-Spałam prawie pół roku, potem spędziłam w szpitalu jeszcze kilka miesięcy. Miałam cztery operacje, później rehabilitacje i spotkania z psychologiem, który pomagał mi poradzić sobie z traumą powypadkową i utratą pamięci. Ze wszystkiego właśnie to było najgorsze.- Vanja uśmiechnęła się smutno.- W puste miejsca po prawdziwych wspomnieniach każdy mógł wpiąć cokolwiek i wmówić mi rzeczy, których nie było. To trwało latami.- Chwyciła opartą o wolne krzesło laskę i odstawiła ją z powrotem. widać było, że jest zdenerwowana nie mniej, niż Jared, a może nawet bardziej, niż on. Jeśli mówiła prawdę, miała prawo być roztrzęsiona.- Potem zaczęły pojawiać się obrazy... Krótkie sceny, z początku niejasne i zagadkowe, ale w wielu widziałam ciebie.- Zaczerwieniła się odrobinę, więc Jared domyślił się, co musiała widzieć.- Wzięłam to za własne wymysły, byłam pewna, że mój biedny mózg zapycha luki pierwszymi lepszymi rzeczami, jakie potrafi sklecić. W końcu widziałam cię w filmach i słyszałam, jak śpiewasz. Nie rozumiałam tylko, dlaczego widzę wszystko inaczej, dlaczego w moich obrazach jesteś młodszy, niż w rzeczywistości. Ale i to sobie wytłumaczyłam: musiałam mieć "wspomnienia" pasujące do zapomnianych lat, więc potrzebowałam cię odpowiednio odmłodzić.
-Nie zastanawiałaś się, dlaczego to byłem ja?- Jared wtrącił się po raz pierwszy. Nim się spostrzegł, opowieść Vanji, choć krótka i mało szczegółowa, wciągnęła go i zaciekawiła.
-Nie. W końcu to mógł być każdy, kto by mi się spodobał.- Uśmiechnęła się blado, niepewnie.- Mieszkałam wtedy w Rosji a zapomniane lata dotyczyły Stanów, ty byłeś stąd, do tego sławny i przystojny, to wystarczyło mi za wyjaśnienie.- Znów napiła się wody.- Wiesz, że matka prawie do końca nic mi nie powiedziała? Ani słowa. Mówiła o moim wypadku, o tym, że wypadłam z okna, ale wmawiała mi, że to się stało u nas... u nich.
-Słyszałem, że nie żyje?
-Owszem, nie żyje.- Vanja zamrugała kilka razy, jakby próbowała powstrzymać łzy, choć jej oczy pozostały suche.- Przed śmiercią powiedziała mi, że miałam... Że byłam z kimś, i ten ktoś, nie powiedziała, kto, zostawił mnie zaraz po wypadku.W rezultacie nadal nie wiedziałam nic, co pomogłoby mi poukładać sobie przeszłość. Dlatego wróciłam do Stanów, Jay. Czułam się niepełna, z częściowo wykasowaną pamięcią i czymś, co wydawało mi się fałszywymi wspomnieniami. Pojechałam do szpitala, w którym mnie leczono, ale tu spotkało mnie rozczarowanie. W placówce nie przechowywano akt sprzed dwudziestu lat. Lekarz, który zajmował się mną po wypadku, przeszedł na emeryturę i wyjechał, nikt nie wiedział, gdzie teraz mieszka. Tak więc nadal miałam dylemat: czy to, co pojawia się w mojej głowie, było realne?
-A teraz nie masz wątpliwości?- Jared oparł łokcie o blat i podparł brodę na złożonych dłoniach, w których nadal trzymał serwetkę.
-Miałbyś je, gdyby sytuacja była odwrotna i to ja zaprosiłabym ciebie? Upewniłam się, że to nie sny, po tym, jak patrzyłeś na mnie w klubie. Byłeś blady i przerażony moim widokiem.- Spojrzała mu w oczy ze skupieniem, badawczo. Znów nie opuścił wzroku, choć miał ochotę uciec, pełen coraz silniejszego poczucia winy i przeświadczony, że proponując spotkanie zrobił błąd.
-Sądzę, że przestałbym je mieć.- Przyznał po dobrej chwili.- Słuchaj, Van... To było dawno, sporo się od tamtego czasu wydarzyło.- Zaczął, w myślach klnąc siebie za płytkość własnych słów. Zabrzmiały, jakby miał zamiar powiedzieć: spadaj z mojego życia, nie przeszkadzaj. Zniknij i nie wracaj.
I tak czuł jeszcze niedawno, przed tym spotkaniem, ale teraz sam nie wiedział, czego chce. Jego wspomnienia, choć trzymane na uwięzi przez długie lata, były czyste, pewne i prawdziwe. I w większości piękne, przez co zatęsknił za czasem, gdy miał dziewczynę przy sobie.
-Złożą państwo zamówienie?- Wyrosła nagle jak spod ziemi kelnerka położyła na stoliku między nimi talerzyk z kilkoma ciastkami. Wgapiała się w Jareda z głupią miną, najwyraźniej rozpoznając go.
-Nie, już wychodzimy.- Vanja odpowiedziała za niego, sięgając po laskę. Wstała zwinnie, ale już przy pierwszych krokach w stronę wyjścia widać było, że lekko utyka. Idąc i nie oglądając się wyjęła z torebki telefon i wybrała numer.
-Van, czekaj.- Jared zerwał się i ruszył za nią, zaskoczony jej odejściem. Dogonił ją przy drzwiach.- Co ci odbiło?
-Dzień dobry, chcę zamówić taksówkę...- Powiedziała do słuchawki, patrząc na zastępującego jej drogę Jareda.
Wyjął jej telefon z ręki, przeprosił i rozłączył się.
-Van, nie skończyliśmy.- Powiedział cicho. Otworzył przed nią drzwi i wyszli do olbrzymiego holu.
-Mylisz się, Jay: skończyliśmy dawno. Ty skończyłeś.- Stwierdziła, idąc szybko przed siebie.- Skończyliśmy, jeśli to co pamiętam jest prawdziwe, a powiedziałeś mi, że jest.- Mówiła nerwowo, nie patrząc na niego. Na twarzy miała wyraz wzburzenia, oszołomienia, szła tak, jakby nie miała innego celu prócz ucieczki przed Jaredem.
-Nie wiem, co pamiętasz, Van.- Chwycił ją delikatnie za łokieć i zatrzymał.- Chodź, odwiozę cię i porozmawiamy spokojnie.
-To nie ma sensu, Jared. Żadnego. Po prostu rozejdźmy się każde w swoją stronę i zapomnijmy. Ty masz swoje życie, ja swoje, i niech tak zostanie.- Mimo słów dała się poprowadzić do jego wozu i wsiadła bez protestów, obrzucając luksusowe wnętrze roztargnionym wzrokiem. Zapięła pasy i wpatrzyła się w przednią szybę z obojętnym wyrazem twarzy. Tylko drżenie jej ściskających tanią torebkę dłoni zdradzało, że prowadzi wewnętrzną wojnę i mocno przeżywa ich spotkanie.
Jared wyjechał z parkingu i włączył się do ruchu: nie chciał zabierać Vanji do siebie, nie chciał też odwozić ją do niej, więc ruszył przed siebie bez konkretnych planów, dokąd się udać.
Przez kilka minut oboje milczeli. Jared spoglądał na siedzącą obok kobietę, która kiedyś była dla niego najważniejszą osobą na świecie. Zaraz po nim, jak zdał sobie teraz sprawę. On był ważniejszy, jego zachcianki, kaprysy. Egoistyczna pewność, że pierwszą rzeczą, jaką powinna robić, jest zaspokajanie jego potrzeb i tolerowanie tego, co wyprawia. Tak wtedy myślał i tak postępował. Gdyby nie był zapatrzonym w siebie głupkiem, wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Nie chciał dopuszczać do siebie możliwości, że gdyby był inny, Van nie uległa by wypadkowi.
-Ile pamiętasz?- Spytał, przerywają wiszącą między nimi ciszę. Prowadząc, skupiony na obserwowaniu drogi, czuł się swobodniejszy i bardziej pewny.
-Wiem, że się spotykaliśmy.- Usłyszał w odpowiedzi. Zerknął na nią, zdziwiony.
-Bardzo subtelnie to ujęłaś, ale to za słabo powiedziane.- Zaśmiał się krótko i natychmiast spoważniał.
-Sypialiśmy z sobą.- Następna uwaga, rzucona nerwowo w powietrze, i zaraz po niej zaprzeczające temu słowa.- Albo tylko mi się tak wydaje. Miałam piętnaście lat, więc chyba raczej tego nie ro...
-Masz znamię nad prawym pośladkiem. Okrągłą plamkę z małym ogonkiem, wyglądającą jak przecinek.- Jay przerwał jej, zarazem upewniając, że jednak to robili.
-Jezu...- Vanja westchnęła, odchylając głowę w tył i zamykając oczy. Jej rozsypane na ramieniu włosy zalśniły odbitym słonecznym blaskiem, światło igrało w nich przez chwilkę, rozpraszając Jareda.- Kłóciliśmy się, prawda?- Spytała, nie otwierając oczu.
-Tak. Kilka razy było gorąco.- Przyznał. Zjechał na zewnętrzny pas i zwolnił, nie spiesząc się w żadne konkretne miejsce, za to mając chęć spędzić w towarzystwie Vanji więcej czasu, niż początkowo zakładał. Jadąc na spotkanie chciał zakończyć je szybko, wyjaśnić pewne sprawy i powiedzieć, czego oczekuje. Teraz trochę pogubił się we własnych uczuciach, zaskakująco podobnych do tych, jakie rządziły nim dwadzieścia lat temu.
-Więc... Rozstaliśmy się po jednej z awantur. Czy tak było? Tylko mi nie mów, że zerwałeś ze mną, a ja rzuciłam się z balkonu z rozpaczy.- Vanja poprawiła się na siedzeniu i odwróciła głowę do okna, patrząc na mijany krajobraz. Byli za miastem, gdzieś na wschód od LA, majaczącym w oddali jak ciemna, niewyraźna plama.- Dokąd jedziemy?- Zaniepokoiła się.
-Rzuciłaś z balkonu?- Jared zdumiał się szczerze, słysząc to, co powiedziała.- Van, czy ty w ogóle pamiętasz co się działo?
-Pytałabym, gdybym pamiętała?- Obróciła się do niego, zła.- Jared, do diabła, nadal nie wiem połowy z tego, co powinnam! Nie wiem, co się stało, dlaczego, ani kiedy. Dobrze, przyznałeś, że byliśmy razem, pieprzyliśmy się, ale co dalej? Dlaczego się kłóciliśmy? I, Jay, dlaczego zostawiłeś mnie po wypadku i uciekłeś? Co takiego zrobiłam?
-Nic.- Powiedział i zamilkł, nie wiedząc, jak wyjaśnić jej to, co się wtedy stało. Może lepiej nie dodawać nic więcej? Skoro nie wiedziała, czy nie będzie korzystniej, jeśli nadal zostanie w niewiedzy?- Kłóciliśmy się jak każdy, nie próbowałaś się zabić. Jeśli to cię uspokoi, naprawdę miałaś wypadek. Nie było mnie wtedy w domu.
-W domu? Mieszkaliśmy razem?- Zdziwiła się.- Więc to było aż tak poważne?
Jared zacisnął dłonie na kierownicy: zjechał do pierwszej napotkanej zatoczki na poboczu i zatrzymał się. Potrzebował chwili, żeby uspokoić nerwy. Znów miał nieodparte wrażenie, że niepotrzebnie zagłębia się przeszłość, dając Vanji coraz więcej szczegółów. Ale skoro już zaczął, musiał brnąć w to dalej, jeśli nie chciał, by zaczęła go podejrzewać o ukrywanie czegoś. Powie tyle, ile może, zatajając kilka spraw.
-Van, to było poważne. Powiedz, czy patrząc na mnie nie czujesz niczego?- Zwrócił do niej twarz. Nie chciał podpowiadać niczego wprost.
-Chcesz wiedzieć, czy cię kocham?- Parsknęła śmiechem, równie nerwowym, jak cała ich rozmowa.
-Chcę wiedzieć, czy pamiętasz, że wtedy tak było.
Przestała się śmiać i popatrzyła na drogę, odprowadzając wzrokiem mijające ich pojazdy.
-Pamiętam, że byłam szczęśliwa.- Odparła wreszcie, w zawoalowany sposób przyznając się do dawnych emocji.- Odwieź mnie do domu, Jay.- Poprosiła cicho.
-Dobrze.- Jared wyjechał z zatoczki. Zawrócił w stronę miasta na pierwszym napotkanym zjeździe.
Przez kilkanaście minut nie padło między nimi ani jedno słowo, dokąd nie znaleźli się znów na przedmieściach. Dzielnica, w której mieszkała Van, była po drugiej stronie, musieli przejechać przez centrum, lub skorzystać z dłuższego objazdu wokół niego. Jared wybrał to drugie wyjście: dziwne, ale nie chciał jeszcze rozstawać się z Vanją, choć musiał przyznać, że trudno było mu z nią rozmawiać
-Słyszałem, że jesteś wolontariuszką.- Zagaił, żeby przerwać milczenie.
-Tak.
-Ja...
-Wiem, co robisz.- Przerwała mu.- Ciężko by było nie wiedzieć, nie uważasz?
-W sumie masz rację. Ale taka już moja dola: ani chwili spokoju.- Wzruszył ramionami.- Pracujesz gdzieś jeszcze?- Zainteresował się.
-Tylko dorywczo. Jestem tłumaczem.- Wyjaśniła.
-No tak, rosyjski...- Westchnął, czując, jak wysilona jest ich rozmowa.
Znów milczeli, przejeżdżając przez kolejne dzielnice LA. Cisza między nimi była ciężka i przytłaczająca, Jared miał wrażenie, że powinien coś powiedzieć, coś, co choć trochę rozwiałoby złą atmosferę, jaka panowała. Wyjaśnić coś jeszcze, wytłumaczyć.
Zatrzymał wóz przed blokiem, w którym mieszkała. Luksusowy pojazd nie pasował do tego miejsca, ściągając na siebie uwagę.
-Van...- Mruknął.
-Słucham.
-Musisz wiedzieć, że było mi wtedy bardzo ciężko.- Wyznał cicho.
-Nie wydaje mi się.- Obrzuciła go pełnym powątpiewania wzrokiem. Wysiadła i zatrzymała się na moment, podparta na lasce, jakby czekała na coś jeszcze z jego strony.
-Zadzwonię później, dobrze?- Pochylił się nad siedzeniem pasażera, patrząc na nią przez otwarte okno.
-Po co, Jay?
-Po prostu chcę zadzwonić, i to nie ma nic wspólnego z litością albo poczuciem winy.- Wyjaśnił, uprzedzając jej ewentualne pytanie. Mimo wszystko przecież dobrze ją znał.
-Skoro tak...- Westchnęła z rezygnacją, odwracając się. Zrobiła dwa kroki, gdy znów ją zawołał.
-Van?
-Mhm?- Obejrzała się z ciekawością przez ramię.
-Ja też byłem szczęśliwy. Do zobaczenia.- Pożegnał się szybko i odjechał, widząc w lusterku wstecznym drobną postać, patrzącą za nim z namysłem.

                                                                 ****

Krótko, bez sensacji, w następnych kawałkach będzie ciekawiej. 
Pozdro, zaparci w niepisaniu komentarzy czytelnicy moich "dzieł".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz