It`s not my way.

sobota, 13 kwietnia 2013

I wanna be free.


„Wyjeżdżam w interesach”. Tylko tyle, i aż tyle usłyszała Vanja, gdy spytała, dokąd jej piękny mąż wybiera się o ósmej rano, ogolony, ubrany jak biznesmen, ciągnąc za sobą małą walizkę na kółkach. Wcześniej nawet nie wspomniał, że gdzieś jedzie, przez dwa dni jak zawsze wisiał na telefonie, dzwoniąc i odbierając na zmianę, zbyt zajęty, żeby podzielić się czymkolwiek z żoną lub bratem.
O ile Vanja rozumiała, dlaczego nie wtajemnicza jej w swoje sprawy, o tyle nie pojmowała, dlaczego nie mówi o nich Shanniemu, który przecież tak samo należał do zespołu i wszystko, co robili, robili razem. Od lat. Byli nie tylko współpracownikami, ale też rodziną, więc skrytość Jareda wydawała się co najmniej dziwna i nie na miejscu. Jeśli jechał gdzieś w interesach, musiały to być sprawy, związane z ich wspólną działalnością, chyba, że… chodziło o nią i to, co powiedział jej podczas ostatniej kłótni. Może wybierał się z kimś porozmawiać, gdzieś dalej, nie tu, w LA, gdzie każdy pismak, chcący złapać jakąś sensację, mógłby wywęszyć coś, o czym Jared nie chciał informować mediów.
Na przykład o tym, że jego nieposłuszna żona potrzebuje leczenia w zamkniętej klinice psychiatrycznej.
Myśl o tym, że Jay mógłby zastosować swoje groźby i zmusić ją do testów i badań, dla jej dobra, nie opuszczała Vanji od chwili, gdy tylko jej to zasugerował. Bała się, i to panicznie, będąc przekonana, że jak by się przy psychiatrze nie zachowała, ten i tak znalazłby w niej coś, co wymaga terapii. Gdyby płakała, zaklinając, że nic jej nie jest, a Jay mści się na niej za to, że chce się z nim rozwieść, zrobiono by z niej histeryczkę o skłonnościach do paranoi. Gdyby próbowała tłumaczyć to spokojnie, wyszłaby na zimną, wyrachowaną psychopatkę, chcącą pogrążyć kochającego męża. Obojętność wobec pytań, nie odpowiadanie, wszystko tylko by jej zaszkodziło. Nie miała przecież pojęcia, co Jared mógł mówić o niej lekarzowi lub lekarzom, z którymi rozmawiał. JEŚLI to z nimi rozmawiał.
Vanja, patrząc na znikający za bramą tył jego samochodu, pokręciła głową, zdając sobie sprawę z tego, że powoli wpada w manię prześladowczą. I to w szybkim tempie, bo od rozmowy, w trakcie której Jay wspomniał o jej domniemanych problemach psychicznych, minęły tylko cztery dni. A ona już wszędzie widziała czające się niebezpieczeństwo. Wszystko, co robił Jared, stawało się dla niej zapowiedzią kłopotów i kazało myśleć, jak z nich wybrnąć. Potrzebowała czegoś, a nie miała nic.
Wizyta w klinice, którą umówiła na poprzedni dzień, nie doszła do skutku: co prawda ona zjawiła się, jak zapowiedziała, w południe, ale chirurga nie było. Miał urlop, jak poinformowała ją dyżurna pielęgniarka. W klinice pojawi się pod koniec miesiąca. Nie, personel nie może dać Vanji jego numeru telefonu, to niezgodne z przepisami. Nie, nikt nie wie, dokąd pan doktor wyjechał. Nie, personel nie może wydać jej kopii karty, jeśli lekarz, który przeprowadzał zabieg, nie złoży na niej podpisu. Oczywiście, że wszystko jest w komputerze, ale pacjent nie może mieć wglądu do swojej kartoteki w systemie. Nie, nawet rozmowa z dyrektorem placówki nie pomoże, poza tym dyrektor jest na zjeździe i…
Vanja wróciła do domu z niczym. Dla niepoznaki zrobiła drobne zakupy, chcąc tym usprawiedliwić dwugodzinną nieobecność na wypadek, gdyby Jared zaczął dopytywać się, gdzie była. Ale nie pytał, jedynie przyglądał jej się podejrzliwie, jakby przypuszczał, że coś przed nim ukrywa.
I ukrywała, choć nie przeszłoby mu przez myśl, co. Wątpiła, by choć przez chwilę brał pod uwagę, że jego żona może mieć z kimś romans. A nawet jeśli, to prędzej w roli jej kochanka widziałby kogoś, z kim Vanja pracuje, jakiegoś Rosjanina, może nawet Saszę, z którym widywała się w ośrodku praktycznie kilka razy w tygodniu.
Teraz, dzień po wizycie w klinice, Vanja wróciła myślami do tego, co roztrząsała sama z sobą przed snem, leżąc i gapiąc się na ścianę. Tym razem bez wyrzutów sumienia, na zimno i z czymś, co nieśmiało brała za wyrachowanie.
Zastanawiała się, jak zareagowałby Jared, gdyby dowiedział się, że ona i Shannie mają romans. Podejrzewała, że byłby wściekły, może nawet wpadłby w furię. Potem przyszło jej do głowy, że na wieść, iż jej kochaniem jest jego brat, na pewno poczułby się zraniony. To mogłoby zaboleć go bardziej, niż wszystko, co dotąd zrobiła, nawet to, że przyczyniła się do śmierci dziecka. Jeśli nie nienawidził jej już teraz, to po czymś takim zrobiłby to na pewno. Ale to było jej tak obojętne, że aż przerażało. W ogóle nie przejmowała się perspektywą bycia znienawidzoną przez męża, jakby mężczyzna, z którym od pół roku mieszkała i dzieliła łóżko, był jej doskonale obojętny.
Wieczorem rozmyślała o Jaredzie, teraz, gdy wyjechał, a ona została przy frontowych drzwiach, patrząc przed siebie, zaczęła myśleć o Shannonie.
Jej kochanek sporo ryzykował, wdając się w ukryty przed światem związek. Mógł stracić wiele z tego, co osiągnął, jeśli ich romans ujrzałby światło dzienne. Na pewno musiałby zrezygnować z dalszej gry w zespole brata. Jeden z nich musiałby odejść, i tym kimś na pewno nie byłby Jared. Ale Shannie sam wspominał, że powoli ma dość pracy i chce odpocząć, więc raczej nie bał się o to, że nie mógłby grać.
Bardziej martwiła się tym, że na szali położył stosunki rodzinne. Nikt nie wmówiłby jej, że nie kochał brata, a brat jego. Vanja nie potrafiła wyobrazić sobie tego, co działoby się w rodzinie Leto po ujawnieniu ich romansu. Reakcji Constance, choć… być może matka byłaby zadowolona, że jej starszy syn-błazen zdjął z ramion Jerrego-ideała ciężar, jakim była kaleka, bezpłodna, kolorowa żona. Ale na pewno obwiniałaby Vanję za rozpad zespołu i wrogość braci wobec siebie. Bez tego ostatniego by się nie obeszło. Jared nie wybaczyłby Shanniemu tego, co zrobił, widziałby w tym zdradę najgorszego rodzaju, gorszego niż ten, jakiego dopuszczała się Vanja.
Shannie musiał o tym wiedzieć, a jednak brnął w romans z pełną świadomością możliwych konsekwencji. To mogło świadczyć albo o braku jakichkolwiek hamulców z jego strony, w co nie wierzyła, bo znała go już trochę i wiedziała, jaki jest, albo też o sile tego, co czuł.
Lub o tym, że uważa ich przygodę za coś, co niebawem się skończy, na przykład wraz z rozpoczęciem przez zespół trasy koncertowej.
-Musisz dokładać sobie zgryzot, idiotko?- Van odeszła od drzwi, mówiąc do siebie.- Nie potrafisz po prostu uwierzyć, że ten człowiek może naprawdę cię kochać? Przecież ci o tym powiedział.- Próbowała przekonać sama siebie, że myli się, szukając czegoś, co prawdopodobnie nie istnieje. Być może zbyt długo była pod wpływem knującego coś wiecznie Jareda, i stąd jej podejrzliwość, węszenie za drugim dnem wszystkiego, co słyszała i widziała.
Albo naprawdę cierpiała na manię prześladowczą i Jared miał rację mówiąc, że potrzebna jej fachowa pomoc. Sama mogła nie widzieć, że coś jest z nią nie w porządku, a wszystkie słowa męża brać za zła monetę.
Z przyzwyczajenia usiadła na „swoim” schodku, trzecim od góry, i wpatrzyła się przed siebie z głową opartą o splecione na kolanach dłonie. Słyszała odgłosy krzątaniny, dobiegające z pokoju Shanniego, ale nie miała ochoty wstawać: przez chwilę nawet myślała, jak dobrze byłoby móc siedzieć tak i siedzieć, nie będąc zmuszoną do stawiania czoła kolejnym przeciwnościom losu, i móc tylko patrzeć na wszystko z góry. Zaraz jednak w jej głowie pojawiła się myśl, że wtedy zachowywałaby się jak katatoniczka.
Dźwignęła się na nogi, ale w tym samym momencie usłyszała otwierające się drzwi na górze, więc siadła z powrotem.
-Cześć, skrzacie.- Shannon pojawił się przy niej i usiadł, trącając ją łokciem w kolano.- Jak tam o poranku?- Spytał.
-Cześć. Wszystko dobrze. Jared gdzieś wyjechał na dwa dni, nie mówił gdzie.- Uśmiechnęła się do niego.
-Jerry już pojechał? Myślałem, że leci po południu.- Shann podrapał się w głowę.- Może coś źle zrozumiałem i mówił, że po południu będzie na miejscu.
-Więc wiedziałeś, że gdzieś się wybiera?- Van westchnęła z rezygnacją.- Miło jest być na marginesie i dowiadywać się o wszystkim po fakcie.
-Byłem pewien, że wiesz.- Shann objął ją, uśmiechając się z zażenowaniem.- Przepraszam, że nie spytałem.
-Nic nie szkodzi.- Dziewczyna przytuliła się do niego, jakby szukała opiekuńczych ramion kogoś, kto dobrze jej życzył.- Co prawda od początku robiłeś na etacie mojego anioła stróża, ale bez przesady, Miśku. Nie musisz dopytywać się, czy wiem o wszystkim, co się dzieje. Chyba nawet nie chciałabym wiedzieć, żeby nie mieć mętlika w głowie.
-Anioł stróż… Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Od razu cię polubiłem, byłaś taka mała i zagubiona…- Shannon wstał, podnosząc przy okazji Vanję, i ruszył z nią na dół, do kuchni. Tam, nie ustalając niczego, zabrali się za przygotowanie śniadania.- Pamiętam, że miałaś wystraszoną minę. Taką cię pierwszy raz widziałem: malutką, skuloną i przestraszoną. I moje serce drgnęło.- Mówił, nakładając wędlinę na dwa talerzyki.
-A ty byś się nie przestraszył, gdybyś wchodząc do czyjegoś domu zobaczył gołego faceta?
-Taak, długo się potem zastanawiałem, co musiałaś sobie o mnie pomyśleć.
-Nic.- Vanja uśmiechnęła się pod nosem.- Zauważyłam tylko, że masz ładne pośladki, a potem o wszystkim zapomniałam. Miałam tyle na głowie, że szkoda mówić, a co dopiero myśleć o czymś innym.
-Nigdy nie miałem takich przeżyć, żeby dziewczyna najpierw widziała mnie nago, a dopiero potem poznała. Wszystko na opak.- Shannon postawił talerzyki na stole, między nimi koszyk z pieczywem i półmisek z pokrojonymi w ćwiartki pomidorami i kawałkami serów. Usiadł na swoim stałym miejscu i zaczął jeść, nie żałując sobie.- Co będziemy robić przez darowane nam dwa dni sam na sam?
-Nie wiem, Shannie. Wyjazd Jareda to dla mnie niespodzianka, niczego nie planowałam.- Van wzruszyła ramionami.- Zresztą, co my możemy robić gdziekolwiek, poza domem? Nawet, jeśli gdzieś razem wyjdziemy, będziemy musieli trzymać się na dystans, bo przecież wszędzie jest pełno ciekawskich oczu. Będziemy musieli też uważać, co mówimy i w jaki sposób, żeby nic nam się nie wyrwało.
-Na przykład, żebyś nie powiedziała do mnie „Miśku”.- Shann sięgnął nad stołem i zebrał kciukiem okruch chleba z jej ust.
-Właśnie, Miśku.- Uśmiechnęła się ciepło.
Drobny gest Shannona i delikatność, z jaką jej dotknął, były czymś, czego na próżno oczekiwała ze strony męża przez cały prawie czas od momentu, gdy, jak to nazywała w myślach, znów się odnaleźli. Jared, robiąc to, co Shannie, nie zapomniałby skarcić jej za to, że upaprała się jak dziecko, a to wstyd.
Sam zawsze starał się wyglądać na chodzącą doskonałość, którą powinno się podziwiać, gdzie więc jej, z tendencją do zasypywania okruchami pokaźnego biustu, mierzyć się z kimś takim, jak Jared Leto.
Jego brat przynajmniej był ludzki, i też zdarzały mu się wpadki. Tolerował je u innych, nie wymagał, żeby przez cały czas pilnować się, by nie zrobić czegoś, czego „nie wypada”.
Patrząc w pełne ciepła brązowe oczy Shannona, Vanja poczuł ściskające ją w gardle wzruszenie, dławiącą radość, spowodowaną tym, że wreszcie spotkała na swojej drodze mężczyznę, dla którego warto było porzucić własne zasady i zapomnieć o nich. Chciała cieszyć się każdą chwilą, którą mogła spędzić przy Shanniem, choćby miała potem zapłacić za to cenę, jaką wyznaczy jej życie. A ono zawsze zdzierało z niej wszystko, zostawiając na lodzie.
A może… Nieśmiała myśl pojawiła się w jej głowie, zbyt odważna, by Vanja mogła przyjąć ją za pewnik, ale kusząca i piękna.
Czy to możliwe, żeby Shannie był nagrodą za wszystkie męki, które przeszła od wypadku do teraz? Przecież jej los od pewnego momentu była pasmem udręk, bólu, zgryzot i walki o to, by godnie przetrwać kolejny dzień. Chyba czas już, by wszystko uległo zmianie i żeby nareszcie z ofiary zmieniła się w zwykłą, szczęśliwą kobietę, mogącą iść przed siebie z podniesionym czołem.
Ehh, nawet, jeśli przyszedł czas na zmiany, na jej drodze wciąż tkwił Jared, i o ile go znała, tak łatwo nie ustąpi. Jakimś trafem rościł sobie prawo traktować żonę jak swoją własność i uważał, że powinna być z tego zadowolona. Jej obowiązkiem było kochać męża, robić to, co go zadowala i cieszyć się, że ma zaszczyt z nim być. Tak to odbierała teraz, gdy przejrzała na oczy i zobaczyła, o ile jej oczekiwania, co do małżeństwa mijają się z jego oczekiwaniami. On chciała mężczyzny, który byłby zarazem jej partnerem na równych prawach. On chciał po prostu stałej, darmowej dziwki, zawsze pod ręką, żeby nie musiał tracić czasu na szukanie dziewczyny, gdy chciało mu się seksu. Przynajmniej wydawało jej się, że nic więcej go nie interesuje. A jeśli tak…
Musi się rozwieść, koniecznie musi uwolnić się z kajdan, które naiwnie założyła sobie na ręce dwadzieścia lat temu. Nie dać się zamknąć w psychiatryku, obronić się przed atakami „troskliwego” męża i pokazać mu, że nie da sobą manipulować.
-Shannie, muszę zająć się paroma sprawami. To dosyć pilne, i muszę uporać się z tym sama. Nie pogniewasz się, jeśli przez kilka godzin nie będzie mnie w domu?- Spytała, wracając do rzeczywistości.- Mam na to tylko dwa dni, a to coś, co jest dla mnie bardzo ważne.
-Dwa dni, czyli domyślam się, że chodzi o Jerrego. Co tym razem nabroił?- Shann odchylił się w tył, zaciekawiony i zaniepokojony jednocześnie. Jeśli Van miała jakieś problemy, chciał jej pomóc. Musiał jej pomóc, bo… Czuł taką potrzebę.
-Nabroił, nie nabroił.- Dziewczyna wzruszyła ramionami.- Z mojej strony to koniec, a Jay wydaje się nie przyjmować tego do wiadomości.- Przyglądała się Shannonowi uważnie, z napięciem, myśląc jednocześnie, że jeśli kochanek nie brał jej na serio, wszystko, co chciała zrobić, będzie niepotrzebne.- Shannie, to nie jest dla mnie łatwe i nie wiem, czy to, co chcę zrobić, jest odpowiednie. Dlatego muszę zadać ci jedno ważne pytanie.
-Wal.- Shann czuł, że sprawa jest poważna, i spiął się wewnątrz, gotów na wszystko, łącznie z pytaniem: co zrobisz, jeśli zaproponuję, żebyśmy zakończyli naszą przygodę.
W sumie właśnie to spodziewał się usłyszeć. Na pewno był w życiu Vanji jedną z niepotrzebnych komplikacji.
-Shannie, czy to, co się między nami dzieje, jest dla ciebie czymś ważnym, czy tylko chwilowym zamroczeniem? Muszę to wiedzieć.- Pochyliła się w jego stronę, przewiercając go wzrokiem. Oczy miała tak czarne, że nie umiał niczego z nich odczytać.
-Jezu, skrzacie, ty myślisz, że ja się tylko bawię, czy co? Zabijam nudę, podrywając żonę brata? – Odpowiedział dopiero po chwili, której potrzebował, żeby zrozumieć, o co został zapytany.- Myślisz, że kłamałem, bo chciałem, żebyś ze mną sypiała?- Mówił, czując się urażony jej nieufnością.- Ja nie jestem Jared, tylko Shannon, do cholery!- Podniósł głos. Vanja wciąż patrzyła na niego z niezmienionym wyrazem twarzy, jakby analizowała dokładnie każde jego słowo. To było jak przesłuchanie, nie jak rozmowa pary kochanków. Ale czy mógł spodziewać się czegoś innego w sytuacji, gdy romansował z cudzą żoną? W ogóle, czy w romansie wszystko mogło być bajkowo piękne? Nie. I właśnie przekonał się, że każda chwila niesie z sobą różnego rodzaju zagrożenia, a najgorszym z nich jest lęk o to, że partnerka postanowi skończyć to, co dla niej męczące. Straszliwie nie chciał, żeby Vanja doszła do wniosku, jak bardzo niepotrzebny jej romans w chwili, gdy ma kłopoty z mężem, którego kiedyś kochała.- Jezu, dziewczyno.- Ciągnął, nie starając się nawet ukryć goryczy i żalu w swoim głosie.- Odkąd cię pocałowałem nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Chodzę z głową w chmurach, nie kojarzę, co do mnie mówią, nie wiem, co robię. Zakochałem się, i dobrze o tym wiesz, więc dlaczego, kurde, zadajesz mi pytania, które mnie przerażają?- Zerwał się z krzesła, prawie je wywracając, i długimi krokami podszedł do okna. Dłonie oparł o krawędź zlewu, ściskając ją tak, mocno, aż pobielały mu kostki palców.- Do czego ja ci jestem potrzebny, Van? Jako przeciwwaga dla Jerrego? Chcesz sobie odbić na nim za to, co ci zrobił, i używasz do tego mnie? Powiesz mu o nas po to, żeby się odegrać i zemścić, dlatego chcesz wiedzieć. Żeby przypadkiem nie zrobić Shanniemu zbyt wielkiej krzywdy, bo jeśli głupek naprawdę się zakochał, to po tym, jak powiedział ci, że zawsze ma pecha do dziewczyn, zebrało ci się na litość.- Shannon wyrzucał z siebie słowa, wylewając przy okazji wszystkie bolesne myśli, krążące mu po głowie od początku romansu z Vanją. Bał się, co w jego sytuacji było normalne. Może wyglądał na twardziela, ale w środku był przestraszonym chłopakiem, trzęsącym się z lęku przed kolejnym porzuceniem, zdradą, porównaniem do kogoś innego, z korzyścią dla tego drugiego. Zawsze tak było, zawsze przegrywał, dostawał po dupie. Mimo, iż zdarzało się to nie raz, zawsze bolało tak samo. Może po prostu za mocno się angażował, i za bardzo to pokazywał, skoro kobiety uważały go za nie dość dla siebie dobrego, za pantoflarza, gotowego przychylić im nieba, podczas gdy one potrzebowały kogoś, kto będzie je przynajmniej trochę lekceważył i każe o siebie walczyć? Jeśli tak, to trudno, on nie potrafi być inny.
Nagle opanowała go przemożna chęć, żeby pieprznąć wszystko: pracę, muzykę, rodzinę. Rzucić to w cholerę, władować do bagażnika parę najpotrzebniejszych i najbardziej ulubionych rzeczy, wybrać z konta wszystkie pieniądze i zniknąć w szerokim świecie. Przecierpieć swoje, przeboleć, potem zapomnieć. To mogło być lepsze, niż ciągłe obawy, i na pewno mniej bolesne, niż kolejna porażka, na którą tak szczerze mówiąc był nastawiony, choć nie przygotowany. Nigdy nie umiał być przygotowany na następnego kopa w tyłek.
Patrzył przez okno, ledwie widząc ogród i basen. Wszystko było niewyraźne i rozmazane, i dopiero po chwili połapał się, że ma wilgotne oczy. Nie płakał, był jedynie zdenerwowany. Jak zawsze, gdy zależało mu na dziewczynie, wpadał w nerwy niejako „na zapas”. Pisał czarne scenariusze. Ale dlaczego nie miałby tego robić, jeśli zawsze zostawał na lodzie?
-Shannie? Wszystko w porządku?- Vanja stanęła przy nim, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Nie odpowiedział, ale potrząsnął głową: nie, Van, nigdy nie jest w porządku.
-Popatrz na mnie, Shann.- Dziewczyna łagodnie chwyciła go pod brodę i obróciła do siebie jego twarz. Nie protestował.- Przepraszam, jeśli moje pytanie wyprowadziło cię z równowagi.- Powiedziała cicho, kciukiem wycierając mu wilgoć spod oczu.- Nie chciałam cię zdenerwować. Nie wiedziałam, że jesteś aż tak drażliwy.- Objęła go w pasie i przytuliła się do jego boku.
Shannon patrzył na nią z góry, zdziwiony tym, że nie zaczęła się z nim kłócić. Dziewczyny zawsze wszczynały awantury, gdy mówił im coś podobnego. Miały pretensje, że przesadza, szuka zaczepki, wymyśla niestworzone rzeczy. Potem strzelały focha i musiał obłaskawiać je na różne sposoby, żeby znów było dobrze. A na koniec i tak albo odchodziły, albo puszczały się, dając mu powód do zerwania. Zawsze ten sam scenariusz.
W myślach Shannon ułożył nawet przebieg kłótni, jaką spodziewał się mieć z Vanją. Ona spytałaby go, dlaczego tak mówi. On odpowiedziałby, że przecież musiała tak myśleć, skoro zadała mu takie pytanie. Ona na to, że wcale tak nie myślała. On, że gdyby tak nie myślała, nie musiałaby pytać. Ona, żeby przestał gadać głupoty. On, żeby nie próbowała wykręcać kota ogonem, bo on wie, o co jej chodzi.
I tak od słowa do słowa, dokąd oboje nie rozeszliby się w dwie strony, obrażeni. Tak czy tak, wyszłoby, że to on miał rację. Zawsze wychodziło.
Ale Vanja zachowała się inaczej, niż jego wcześniejsze dziewczyny. Przeprosiła go.
Otoczył ją ramieniem i pocałował w czubek głowy.
-Chyba się wygłupiłem.- Przyznał, czując się nieswojo.
-Uważam, że powinniśmy porozmawiać o tym, co w nas siedzi. Jak dotąd skupiliśmy się na przyjemnościach, a zdaje się, że nie tylko o to w tym wszystkim chodzi.- Van odsunęła się nieco i spojrzała mu w oczy.- Boisz się, prawda?
-Panicznie.- Szepnął, czując wypływający na twarz, gorący rumieniec wstydu.
-Ja też.- Pogłaskała go po policzku.- Ale nie podejrzewam cię o oszustwo, Shannie. Bardziej boję się tego, że przede mną trudna walka o siebie. Wiesz, co chciałam dziś załatwić?
-Skąd mogę wiedzieć, skrzacie? Pewnie coś, przy czym nie powinno mnie być, skoro chciałaś urwać się z domu sama. Chyba nie masz zamiaru spotkać się z kimś znajomym?- Spytał podejrzliwie, zazdrosny na samą myśl, że Van mogłaby widywać się z kimś jeszcze, nawet, gdyby ten ktoś był jedynie starym kumplem z pracy, czy kimś w tym stylu. Przestał być zazdrosny o brata w momencie, gdy Vanja przeniosła się do osobnej sypialni, ale perspektywa posiadania innego rywala była dla Shannona groźna. Dziewczyna taka jak Van musiała wzbudzać zainteresowanie wszędzie, gdzie się pokaże.
-Nie, Shann. Chciałam porozmawiać z lekarzem. Z psychiatrą.- Dziewczyna odwróciła wzrok, zażenowana.- Jay uważa, że po wypadku…
-Czekaj, skrzacie.- Shannon przerwał jej w pół słowa.- Chcesz powiedzieć, że mój popaprany brat uważa cię za stukniętą?
-Nie jestem pewna, czy tak myśli, ale zasugerował, że mogę mieć zakłócone postrzeganie świata, i stąd moje problemy z przystosowaniem się do roli jego żony. Bo że nadal powinnam nią być, tego jest pewien.- Vanja spojrzała na niego z błyskiem humoru w oczach.- Muszę być strasznie pokręcona, skoro nie potrafię kochać Jareda Leto. To naprawdę kwalifikuje się do leczenia, nie uważasz?
-No, w sumie, jeśli mówisz o tym w taki sposób…- Shannon przygarnął ją do siebie, całkiem zapominając o swoich niedawnych rozterkach. Przy tym, z czym musiała mierzyć się Vanja, jego problemy były niczym.
-Dzięki, Shann, tego mi było trzeba: twojego poparcia.- Dziewczyna roześmiała się, mimo wszystko podniesiona na duchu.
-Staram się, żeby było ci dobrze. Od tego mnie masz.- Mruknął, zachwycony tym, że są w domu sami i może bezkarnie trzymać Vanję w ramionach i mówić wszystko, co zechce, nie martwiąc się, że ktoś to usłyszy.- Więc jak, pomyślimy, co dziś robić?
-Muszę jechać do centrum, możesz zabrać się ze mną, jeśli chcesz.- Dziewczyna wyswobodziła się z jego uścisku, poważna i skupiona.- Chcę też porozmawiać z prawnikiem i dowiedzieć się, co robić i w jaki sposób przekonać Jaya, żeby ustąpił. Kilka razy mówiłam mu, że w naszej sytuacji najlepiej będzie się rozejść, ale nie dość, że nie chce się na to zgodzić, to jeszcze zagroził mi, że jeśli jeszcze raz o tym wspomnę, przestanie być miły. Jakby dotąd był.
-Chcesz się z nim rozwieść, skrzacie?- Shann również spoważniał.- Chyba nie przeze mnie?- To było w tej chwili ważniejsze, niż fakt, że jego brat, chcąc uciszyć żonę, zaczynał sięgać po groźby.
-Szczerze? Częściowo przez ciebie. A raczej: dzięki tobie.
Shannon otworzył usta, chcąc powiedzieć coś mądrego, co zarazem byłoby jakimś usprawiedliwieniem i prośbą o wybaczenie, że wmieszał się w jej życie, ale Vanja uniosła dłoń, nie dając mu się odezwać.
-Posłuchaj mnie, Shann, i nie przerywaj mi, proszę.- Wzięła go za rękę, pociągnęła za sobą do stołu i posadziła na krześle, siadając na drugim, przyciągniętym bliżej. Ze wzrokiem utkwionym w jego oczach zaczęła mówić o tym, co siedziało w niej od miesięcy.- Przyjechałam do Stanów, zmuszona do tego męczącymi snami, w których widziałam Jareda. Snami, urywkami wspomnień, które brałam wtedy za własne wymysły. Już wcześniej, w Rosji, interesowałam się nim, ale nie w sposób, w jaki robi to zachwycona idolem fanka. Widzisz, ja go nie lubiłam. Denerwował mnie i złościł tym, że ciągle jest obecny w moich myślach. Był jak natręt, którego nie umiałam się pozbyć. Jeszcze gorsze było to, że jednocześnie w jakiś sposób za nim tęskniłam, co doprowadzało mnie do szału. Zebrałam się więc i przyjechałam tutaj, żeby uporządkować sobie wszystko i na miejscu przekonać się, dlaczego czuję się rozerwana pomiędzy skrajne emocje, gdy tylko zobaczę Jareda, usłyszę go, czy nawet, gdy o nim pomyślę.- Chwyciła dłoń Shannona w swoje i głaskała pieszczotliwie jej grzbiet, nie przestając mówić.- Śledziłam jego życie, nie specjalnie, ale w mieście, w którym mieszka, nie można o nim nie słyszeć. Raz czy dwa omal nie wpadłam na niego na ulicy, spacerując w okolicach, w których bywał. Pamiętam, że widziałam go, wsiadającego do samochodu i jadącego powoli wzdłuż chodnika. Minął mnie, nawet o tym nie wiedząc, a ja czułam się tak, jakby ktoś kopnął mnie w nerki i jednocześnie doprowadził do orgazmu. Ale nadal nie wiedziałam, dlaczego tak się dzieje. Wbiłam sobie do głowy, że mój mózg wymyślił sobie znajomość z Jaredem przed wypadkiem, chcąc załatać fałszywymi wspomnieniami dziury w pamięci. Potem, jak ostatnia idiotka, doszłam do wniosku, że mam zdolności wizjonerskie i wyczuwam, że ja i Jared Leto jesteśmy sobie przeznaczeni.- Przy ostatnich słowach zaśmiała się krótko, sarkastycznie.- Wiem, to idiotyczne, ale co miałam myśleć, jeśli jego widok sprawiał mi przyjemność i ból, obie rzeczy naraz? Nikt inny nie powodował u mnie podobnych odczuć, nawet mężczyźni, z którymi czasem się spotykałam.- Westchnęła.- W klubie, w którym mnie widział, nie znalazłam się przypadkiem. Ktoś z moich znajomych wspomniał, że Jared zjawia się tam od czasu do czasu, więc gdy znów mnie zaproszono, nie odmówiłam. Bywałam tam kilka razy: ludzie, z którymi pracowałam, nie pochodzą jedynie z nizin społecznych, są wśród nich osoby na stanowiskach, majętne.- Zamyśliła się, patrząc gdzieś w bok.- Tamten wieczór, gdy Jared zjawił się w klubie, był dla mnie przełomowy. Nawet nie wiedziałam, że siedzi za mną, dwa stoliki dalej. Po prostu spędzałam miło czas, potem zdecydowałam się wracać do domu. Wtedy zauważyłam Jareda, patrzącego na mnie, jak na kogoś, kto spadł z Księżyca. Albo z Marsa, jak kto woli. Widziałam w jego oczach osłupienie i błysk rozpoznania. Byłam przerażona.- Ścisnęła palce Shannona, uśmiechając się do niego blado.- Wiesz, jaka była moja pierwsza myśl w tamtej chwili? Żałowałam, że mnie zobaczył. I cieszyłam się, że to się stało. Znów skrajne, odmienne emocje. Chciałam nawet wrócić natychmiast do Sludianki, ale nie stać mnie było na lot. Bałam się, Shannie. Nie wiem, dlaczego, nadal nie pamiętam pewnych wydarzeń, wśród których musi ukrywać się powód moich obaw. Wiem, że nigdy mnie nie uderzył. Wiem, że…- Pokręciła głową.- Coś mi zrobił, coś złego. Nie fizycznie, ale to coś nie mogło być lepsze, niż gdyby mnie pobił. Dlatego czuję do niego niechęć, choć na początku, gdy zaczęliśmy się spotykać parę miesięcy temu, była przytłumiona fascynacją nim. A teraz wiem, że moja niechęć ma dobre, mocne podstawy: nigdy nie powinnam była się z nim wiązać. Moi rodzice nie powinni podpisać zgody na ślub. Nie powinni oddawać mnie w jego ręce, bo Jayowi chodziło tylko o seks. Chciał mieć na własność dziewczynkę, którą mógłby wytresować według własnych potrzeb, i to właśnie próbował ze mną zrobić. Kiedyś tego nie widziałam, kochałam go, ale teraz, patrząc wstecz, widzę wszystko jak na dłoni.- Znów popatrzyła Shannonowi w oczy, widząc w nich skierowaną na siebie uwagę, współczucie i troskę. To tylko upewniło ją w przekonaniu, że robi dobrze, mówiąc mu o wszystkim.- Shannie, podczas przyjęcia w klubie, gdy wracałam od ciebie, usłyszałam coś, co powiedział o mnie Jay. Nawet nie wiedział, że stoję za nim.- Przełknęła ślinę: o pewnych rzeczach ciężko było mówić nawet Shannonowi, choć był jej bardzo bliski.- Chwalił się mną grupce mężczyzn. Mówił o… o moim ciele, stwierdził, że ożenił się ze mną dlatego, że jestem drobna, i nawet teraz tam jestem jak dziewczynka. Twój brat nie czuje do mnie nic, poza pociągiem seksualnym. Chorym, zboczonym popędem. Wiesz, co mi powiedział? Że mężczyźni lubią nastolatki, płaczące podczas seksu, który sprawia im ból. Że w jego upodobaniu do mnie dwadzieścia lat temu nie było niczego dziwnego.- Zamknęła na moment oczy i otworzyła je, pewna swoich słów.- Nie wiem, jak mogłam być tak ślepa, żeby tego nie widzieć. Usprawiedliwia mnie tylko to, że byłam dzieckiem, nie mającym za wiele pojęcia o życiu, a Jay potrafił być ujmujący i oczarował mnie swoją pozorną dojrzałością. On nawet teraz nie jest na tyle dojrzały, by umieć pogodzić się z tym, że go nie chcę. Nie wypuści mnie z rąk, jeśli go do tego nie zmuszę, a ja chcę od niego odejść.- Podniosła dłoń Shannona i delikatnie
dotknęła ustami jej wnętrza.- Dlatego, że nie godzę się być zabawką w rękach zmanierowanego zboczeńca, i dlatego, że mam ciebie.
Shannon był poruszony tym, co usłyszał. Doskonale wiedział, że jego brat ma upodobanie do młodziutkich dziewczyn, ale w życiu nie pomyślałby, że aż do tego stopnia, by ożenić się z dziewczyną tylko z powodu walorów tego, co miała w kroku, i jeszcze opowiadać o tym kumplom. Aż zrobiło mu się żal Vanji, która usłyszała, co o niej mówił, a teraz zapewne, jak każda laska, głowiła się, ile osób już o tym wie i jak daleki zasięg mają plotki na jej temat.
-Ja pierdolę.- Sapnął.- Żyję obok tego faceta od czterdziestu lat, mieszkam z nim pod jednym dachem, i nie wiem o nim nic! Jezu, on naprawdę mówił o tobie takie rzeczy? Do kogoś?- Nie mógł uwierzyć w jej słowa, choć przypomniał sobie, jak Jerry mamrotał o kupionej za kokę małolacie. Teraz pamiętał też, że Jerry powiedział coś w stylu „jej starzy byli…”. Reszty nie zrozumiał, a i to też nie brzmiało zbyt prawdopodobnie. Teraz wszystko wskoczyło na swoje miejsce i ułożyło się w gotowy obraz: Jared mówił o Vanji, a jakże. Wspominał o okolicznościach, w jakich wziął z nią ślub, przekupując narkotykami jej rodziców i nakłaniając w ten sposób do podpisania zgody.
Na myśl o bracie poczuł ogarniającą go zimną wściekłość i ochotę, by rozkwasić mu gębę, zmienić ją w krwawą maskę, potem napluć w błękitne oczęta, za którymi małolaty sikały w majtki.
Potem w jego głowie pojawiła się jak błyskawica myśl: chwilka, przecież Vanja powiedziała, że śledziła Jerrego, obserwowała go, zjawiała się w tych samych miejscach. Wszystko po to, żeby ją zauważył. Czy to mogło znaczyć, że śledziła też jego, Shannona, i udawała tylko, że nic o nim wie? A teraz, czy omotała go i chodziła z nim do łóżka po to, żeby mieć w nim sprzymierzeńca przeciw jego bratu? 
To były wstrętne, ohydne myśli, ale nie mógł odsunąć ich od siebie i zapomnieć o powstałych nagle wątpliwościach. On też nie chciał być zabawką w cudzych rękach.
-Łaziłaś za nim.- Stwierdził krótko, odsuwając się w tył.- Za mną też łaziłaś?
-Nie łaziłam za nim, Shannie, tylko chciałam zrozumieć, dlaczego wzbudza we mnie sprzeczne emocje i dlaczego mam w głowie wspomnienia, których nie powinnam mieć. Dlaczego widzę… różne rzeczy.- Dziewczyna nie puszczała jego dłoni, a on nie próbował jej wyszarpnąć. Mimo wszystko bardzo chciał uwierzyć, że naprawdę go lubiła, dla jego samego.- Przecież nie mogłam podejść do niego na ulicy i powiedzieć „Cześć, Jared, pewnie mnie nie znasz, ale muszę spytać: czy my kiedyś z sobą sypialiśmy?” Nie uważasz, że to byłoby dziwne? Znasz mnie chyba na tyle, Shannie, żeby wiedzieć, iż nigdy nie zachowałabym się w podobny sposób. To nie w moim stylu.
-Trochę mnie zaskoczyło, że przez tyle miesięcy udawałaś, a teraz mi o tym mówisz. Wolałbym nie wiedzieć, że niezła z ciebie aktorka.- Shann pokręcił głową, próbując nie myśleć o tym, że jest tylko trybikiem w jej maszynie.- Kurwa, wybacz mi, skrzacie, ale muszę cię o to zapytać: gdzie w tym wszystkim jest moje miejsce?
-Tam, gdzie chcesz, żeby było.- Vanja wstała i podeszła do okna: puszczona przez nią ręką Shannona opadła bezwładnie na jego udo, jak niepotrzebna już rzecz.- Zamierzam rozwieść się z Jaredem, choćbym miała walczyć z nim na każdym ringu, poddać się badaniom psychiatrycznym, poddać się hipnozie, dzięki której przypomnę sobie wszystko co działo się przed wypadkiem. Nie chcę jego pieniędzy, chcę tylko, żeby zostawił mnie w spokoju.- Obróciła się przodem do kuchni, patrząc na kochanka z determinacją w oczach.- Nie mam zamiaru mówić mu o tym, gdy wróci, i proszę, Miśku, ty też nic mu nie mów. Nie dawaj mu do ręki broni przeciwko mnie, bo wiedząc, że zamierzam działać, przygotuje się do walki w najlepszy możliwy sposób.
-Co chcesz zrobić?- Shann czuł się pogubiony we wszystkim: z jednej strony rozumiał Vanję i jej zachowanie, z drugiej przerażała go łatwość, z jaką wyprowadziła w pole jego, Jerrego, i wszystkich, którzy nasłuchali się o przypadkowym spotkaniu rozłączonej na długie lata pary. Tyle w tym było przypadku, co wody święconej w drinku.
-Porozmawiać z prawnikiem. Skompletować dokumenty, które będą potrzebne. Dowiedzieć się, co stało się w klinice, bo podejrzewam, że Jay nie wszystko mi powiedział. Przygotować pozew rozwodowy, z wzięciem winy na siebie, jeśli tak łatwiej będzie mi uzyskać rozwód. A potem…- Wzruszyła ramionami.- Nie wiem, Shannie. Moje myśli nie wykraczają poza granicę, wyznaczoną rozwodem. Nie mam pieniędzy, mieszkania, ani pracy, a nie chcę niczego od Jaya, więc najpewniej wrócę tam, gdzie mnie znalazł, i znów będę zarabiać tłumaczeniami. Wolę to, niż…
-Jezu, ty naprawdę jesteś zdecydowana wszystko pieprznąć.- Shannon zrozumiał, że to nie przelewki, i najprawdopodobniej niedługo dziewczyna zniknie z ich domu na dobre. Tak bardzo przywykł do jej obecności, że w pierwszej chwili poczuł do niej żal, jakby odchodząc od męża, porzucała też jego.- Nie będzie ci szkoda wracać do niewesołego życia? Z tego, co nieraz mówiłaś, nie było zbyt kolorowe.- Mówił byle co, nie zastanawiając się nad własnymi słowami, skupiony na myśli, że Vanja będzie wolna. Wolna, i być może… O ile nie udawała… Jeśli nie używała go jako dźwigni, dzięki której odepchnie się od męża…
-Nie będzie mi żal. Czułam się lepiej jako ktoś anonimowy, niż widząc swoje zdjęcia w Internecie albo prasie. Nie lubię wokół siebie rozgłosu. Chcę tylko spokoju, i chcę być szczęśliwa, tak jak ty.- Mówiąc, Van stanęła na palcach i usiadła na blacie szafki przy zlewie, machając beztrosko nogami. Dobry nastrój wrócił do niej równie szybko, jak zawsze, gdy w pobliżu był Shannie. Tylko on działał na nią kojąco, a zarazem budził piękne, słodkie myśli i uczucia.
Przez chwilę walczyła z pokusą, by powiedzieć mu, co do niego czuje, ale po rozmowie, i po jej wyznaniach, nie zabrzmiałoby to zbyt szczerze. Mógłby wziąć jej słowa za coś, czym nigdy by nie były. Będzie jeszcze wiele okazji, i przy pierwszej, jaka się nadarzy, Vanja otworzy się przed nim do końca.
-Znam dobrą kancelarię prawniczą.- Shann przerwał przedłużające się milczenie, spędzone na ich wzajemnej obserwacji.- Jeśli chcesz, możemy pojechać nawet zaraz, pracują od dziesiątej.- Zaproponował.
-Hm, rozwodziłeś się i korzystałeś z jej usług?- Van zeskoczyła na ziemię, gotowa natychmiast przyszykować się do drogi. Czuła, że o wiele lepiej będzie, jeśli wyjdą z domu i znajdą się między ludźmi, dzięki czemu ochłoną oboje i później, po południu, będą mogli rozmawiać bez obawy, że byle co wywoła lawinę oskarżeń i podejrzeń o kłamstwo.
-Nie, ale miałem małą przeprawę z jednym kolesiem.- Shann zaczął sprzątać ze stołu, nie pytając nawet, czy dziewczyna chce dokończyć śniadanie. Wątpił, żeby chciała, tak jak i on nie miał ochoty na zimną kawę czy podeschnięte kanapki.
Zgarniając wszystko, wzrokiem odprowadził do drzwi idącą na górę Vanję.
„Będę przy tym, skrzacie. Będę słuchał, co mówisz, i patrzył, co robisz. I błagam, malutka, niech okaże się, że nie robisz mnie w chuja i nie używasz do własnych celów.”

                                                                       *****    

 Więc jest następny. Inny, niż zamierzałam napisać, ale to, co chciałam zamieścić dziś, przenoszę do następnego. Teraz chciałam trochę wyjaśnić. 
Hm, nie wiem, czy rozdział wyszedł tak, jak miał wyjść, czy nie namotałam w nim, albo nie pokazałam czegoś za mało. Jeśli tak, to cóż, naprostuję w następnym, a Wy piszcie, jeśli coś jest niejasne.
Przypominam o ankiecie na blog miesiąca. Link do niej jest zamieszczony po prawej, pod spisem rozdziałów i info o bohaterach bloga.
Pozdrawiam.
Yas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz