„Wyjeżdżam w interesach”. Tylko tyle, i aż tyle
usłyszała Vanja, gdy spytała, dokąd jej piękny mąż wybiera się o ósmej rano,
ogolony, ubrany jak biznesmen, ciągnąc za sobą małą walizkę na kółkach.
Wcześniej nawet nie wspomniał, że gdzieś jedzie, przez dwa dni jak zawsze
wisiał na telefonie, dzwoniąc i odbierając na zmianę, zbyt zajęty, żeby
podzielić się czymkolwiek z żoną lub bratem.
O ile Vanja rozumiała, dlaczego nie wtajemnicza
jej w swoje sprawy, o tyle nie pojmowała, dlaczego nie mówi o nich Shanniemu,
który przecież tak samo należał do zespołu i wszystko, co robili, robili razem.
Od lat. Byli nie tylko współpracownikami, ale też rodziną, więc skrytość Jareda
wydawała się co najmniej dziwna i nie na miejscu. Jeśli jechał gdzieś w
interesach, musiały to być sprawy, związane z ich wspólną działalnością, chyba,
że… chodziło o nią i to, co powiedział jej podczas ostatniej kłótni. Może
wybierał się z kimś porozmawiać, gdzieś dalej, nie tu, w LA, gdzie każdy
pismak, chcący złapać jakąś sensację, mógłby wywęszyć coś, o czym Jared nie
chciał informować mediów.
Na przykład o tym, że jego nieposłuszna żona
potrzebuje leczenia w zamkniętej klinice psychiatrycznej.
Myśl o tym, że Jay mógłby zastosować swoje groźby
i zmusić ją do testów i badań, dla jej dobra, nie opuszczała Vanji od chwili,
gdy tylko jej to zasugerował. Bała się, i to panicznie, będąc przekonana, że
jak by się przy psychiatrze nie zachowała, ten i tak znalazłby w niej coś, co
wymaga terapii. Gdyby płakała, zaklinając, że nic jej nie jest, a Jay mści się
na niej za to, że chce się z nim rozwieść, zrobiono by z niej histeryczkę o
skłonnościach do paranoi. Gdyby próbowała tłumaczyć to spokojnie, wyszłaby na
zimną, wyrachowaną psychopatkę, chcącą pogrążyć kochającego męża. Obojętność
wobec pytań, nie odpowiadanie, wszystko tylko by jej zaszkodziło. Nie miała
przecież pojęcia, co Jared mógł mówić o niej lekarzowi lub lekarzom, z którymi
rozmawiał. JEŚLI to z nimi rozmawiał.
Vanja, patrząc na znikający za bramą tył jego
samochodu, pokręciła głową, zdając sobie sprawę z tego, że powoli wpada w manię
prześladowczą. I to w szybkim tempie, bo od rozmowy, w trakcie której Jay
wspomniał o jej domniemanych problemach psychicznych, minęły tylko cztery dni.
A ona już wszędzie widziała czające się niebezpieczeństwo. Wszystko, co robił
Jared, stawało się dla niej zapowiedzią kłopotów i kazało myśleć, jak z nich
wybrnąć. Potrzebowała czegoś, a nie miała nic.
Wizyta w klinice, którą umówiła na poprzedni dzień,
nie doszła do skutku: co prawda ona zjawiła się, jak zapowiedziała, w południe,
ale chirurga nie było. Miał urlop, jak poinformowała ją dyżurna pielęgniarka. W
klinice pojawi się pod koniec miesiąca. Nie, personel nie może dać Vanji jego
numeru telefonu, to niezgodne z przepisami. Nie, nikt nie wie, dokąd pan doktor
wyjechał. Nie, personel nie może wydać jej kopii karty, jeśli lekarz, który
przeprowadzał zabieg, nie złoży na niej podpisu. Oczywiście, że wszystko jest w
komputerze, ale pacjent nie może mieć wglądu do swojej kartoteki w systemie.
Nie, nawet rozmowa z dyrektorem placówki nie pomoże, poza tym dyrektor jest na
zjeździe i…
Vanja wróciła do domu z niczym. Dla niepoznaki
zrobiła drobne zakupy, chcąc tym usprawiedliwić dwugodzinną nieobecność na
wypadek, gdyby Jared zaczął dopytywać się, gdzie była. Ale nie pytał, jedynie
przyglądał jej się podejrzliwie, jakby przypuszczał, że coś przed nim ukrywa.
I ukrywała, choć nie przeszłoby mu przez myśl, co.
Wątpiła, by choć przez chwilę brał pod uwagę, że jego żona może mieć z kimś
romans. A nawet jeśli, to prędzej w roli jej kochanka widziałby kogoś, z kim
Vanja pracuje, jakiegoś Rosjanina, może nawet Saszę, z którym widywała się w
ośrodku praktycznie kilka razy w tygodniu.
Teraz, dzień po wizycie w klinice, Vanja wróciła
myślami do tego, co roztrząsała sama z sobą przed snem, leżąc i gapiąc się na
ścianę. Tym razem bez wyrzutów sumienia, na zimno i z czymś, co nieśmiało brała
za wyrachowanie.
Zastanawiała się, jak zareagowałby Jared, gdyby
dowiedział się, że ona i Shannie mają romans. Podejrzewała, że byłby wściekły,
może nawet wpadłby w furię. Potem przyszło jej do głowy, że na wieść, iż jej
kochaniem jest jego brat, na pewno poczułby się zraniony. To mogłoby zaboleć go
bardziej, niż wszystko, co dotąd zrobiła, nawet to, że przyczyniła się do
śmierci dziecka. Jeśli nie nienawidził jej już teraz, to po czymś takim
zrobiłby to na pewno. Ale to było jej tak obojętne, że aż przerażało. W ogóle
nie przejmowała się perspektywą bycia znienawidzoną przez męża, jakby
mężczyzna, z którym od pół roku mieszkała i dzieliła łóżko, był jej doskonale
obojętny.
Wieczorem rozmyślała o Jaredzie, teraz, gdy
wyjechał, a ona została przy frontowych drzwiach, patrząc przed siebie, zaczęła
myśleć o Shannonie.
Jej kochanek sporo ryzykował, wdając się w ukryty
przed światem związek. Mógł stracić wiele z tego, co osiągnął, jeśli ich romans
ujrzałby światło dzienne. Na pewno musiałby zrezygnować z dalszej gry w zespole
brata. Jeden z nich musiałby odejść, i tym kimś na pewno nie byłby Jared. Ale
Shannie sam wspominał, że powoli ma dość pracy i chce odpocząć, więc raczej nie
bał się o to, że nie mógłby grać.
Bardziej martwiła się tym, że na szali położył
stosunki rodzinne. Nikt nie wmówiłby jej, że nie kochał brata, a brat jego.
Vanja nie potrafiła wyobrazić sobie tego, co działoby się w rodzinie Leto po
ujawnieniu ich romansu. Reakcji Constance, choć… być może matka byłaby
zadowolona, że jej starszy syn-błazen zdjął z ramion Jerrego-ideała ciężar,
jakim była kaleka, bezpłodna, kolorowa żona. Ale na pewno obwiniałaby Vanję za
rozpad zespołu i wrogość braci wobec siebie. Bez tego ostatniego by się nie
obeszło. Jared nie wybaczyłby Shanniemu tego, co zrobił, widziałby w tym zdradę
najgorszego rodzaju, gorszego niż ten, jakiego dopuszczała się Vanja.
Shannie musiał o tym wiedzieć, a jednak brnął w
romans z pełną świadomością możliwych konsekwencji. To mogło świadczyć albo o
braku jakichkolwiek hamulców z jego strony, w co nie wierzyła, bo znała go już
trochę i wiedziała, jaki jest, albo też o sile tego, co czuł.
Lub o tym, że uważa ich przygodę za coś, co
niebawem się skończy, na przykład wraz z rozpoczęciem przez zespół trasy
koncertowej.
-Musisz dokładać sobie zgryzot, idiotko?- Van
odeszła od drzwi, mówiąc do siebie.- Nie potrafisz po prostu uwierzyć, że ten
człowiek może naprawdę cię kochać? Przecież ci o tym powiedział.- Próbowała
przekonać sama siebie, że myli się, szukając czegoś, co prawdopodobnie nie
istnieje. Być może zbyt długo była pod wpływem knującego coś wiecznie Jareda, i
stąd jej podejrzliwość, węszenie za drugim dnem wszystkiego, co słyszała i
widziała.
Albo naprawdę cierpiała na manię prześladowczą i
Jared miał rację mówiąc, że potrzebna jej fachowa pomoc. Sama mogła nie
widzieć, że coś jest z nią nie w porządku, a wszystkie słowa męża brać za zła
monetę.
Z przyzwyczajenia usiadła na „swoim” schodku,
trzecim od góry, i wpatrzyła się przed siebie z głową opartą o splecione na
kolanach dłonie. Słyszała odgłosy krzątaniny, dobiegające z pokoju Shanniego,
ale nie miała ochoty wstawać: przez chwilę nawet myślała, jak dobrze byłoby móc
siedzieć tak i siedzieć, nie będąc zmuszoną do stawiania czoła kolejnym
przeciwnościom losu, i móc tylko patrzeć na wszystko z góry. Zaraz jednak w jej
głowie pojawiła się myśl, że wtedy zachowywałaby się jak katatoniczka.
Dźwignęła się na nogi, ale w tym samym momencie
usłyszała otwierające się drzwi na górze, więc siadła z powrotem.
-Cześć, skrzacie.- Shannon pojawił się przy niej i
usiadł, trącając ją łokciem w kolano.- Jak tam o poranku?- Spytał.
-Cześć. Wszystko dobrze. Jared gdzieś wyjechał na
dwa dni, nie mówił gdzie.- Uśmiechnęła się do niego.
-Jerry już pojechał? Myślałem, że leci po
południu.- Shann podrapał się w głowę.- Może coś źle zrozumiałem i mówił, że po
południu będzie na miejscu.
-Więc wiedziałeś, że gdzieś się wybiera?- Van
westchnęła z rezygnacją.- Miło jest być na marginesie i dowiadywać się o
wszystkim po fakcie.
-Byłem pewien, że wiesz.- Shann objął ją,
uśmiechając się z zażenowaniem.- Przepraszam, że nie spytałem.
-Nic nie szkodzi.- Dziewczyna przytuliła się do
niego, jakby szukała opiekuńczych ramion kogoś, kto dobrze jej życzył.- Co
prawda od początku robiłeś na etacie mojego anioła stróża, ale bez przesady,
Miśku. Nie musisz dopytywać się, czy wiem o wszystkim, co się dzieje. Chyba
nawet nie chciałabym wiedzieć, żeby nie mieć mętlika w głowie.
-Anioł stróż… Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Od
razu cię polubiłem, byłaś taka mała i zagubiona…- Shannon wstał, podnosząc przy
okazji Vanję, i ruszył z nią na dół, do kuchni. Tam, nie ustalając niczego,
zabrali się za przygotowanie śniadania.- Pamiętam, że miałaś wystraszoną minę.
Taką cię pierwszy raz widziałem: malutką, skuloną i przestraszoną. I moje serce
drgnęło.- Mówił, nakładając wędlinę na dwa talerzyki.
-A ty byś się nie przestraszył, gdybyś wchodząc do
czyjegoś domu zobaczył gołego faceta?
-Taak, długo się potem zastanawiałem, co musiałaś
sobie o mnie pomyśleć.
-Nic.- Vanja uśmiechnęła się pod nosem.- Zauważyłam
tylko, że masz ładne pośladki, a potem o wszystkim zapomniałam. Miałam tyle na
głowie, że szkoda mówić, a co dopiero myśleć o czymś innym.
-Nigdy nie miałem takich przeżyć, żeby dziewczyna
najpierw widziała mnie nago, a dopiero potem poznała. Wszystko na opak.-
Shannon postawił talerzyki na stole, między nimi koszyk z pieczywem i półmisek
z pokrojonymi w ćwiartki pomidorami i kawałkami serów. Usiadł na swoim stałym
miejscu i zaczął jeść, nie żałując sobie.- Co będziemy robić przez darowane nam
dwa dni sam na sam?
-Nie wiem, Shannie. Wyjazd Jareda to dla mnie
niespodzianka, niczego nie planowałam.- Van wzruszyła ramionami.- Zresztą, co
my możemy robić gdziekolwiek, poza domem? Nawet, jeśli gdzieś razem wyjdziemy,
będziemy musieli trzymać się na dystans, bo przecież wszędzie jest pełno
ciekawskich oczu. Będziemy musieli też uważać, co mówimy i w jaki sposób, żeby
nic nam się nie wyrwało.
-Na przykład, żebyś nie powiedziała do mnie
„Miśku”.- Shann sięgnął nad stołem i zebrał kciukiem okruch chleba z jej ust.
-Właśnie, Miśku.- Uśmiechnęła się ciepło.
Drobny gest Shannona i delikatność, z jaką jej
dotknął, były czymś, czego na próżno oczekiwała ze strony męża przez cały
prawie czas od momentu, gdy, jak to nazywała w myślach, znów się odnaleźli. Jared,
robiąc to, co Shannie, nie zapomniałby skarcić jej za to, że upaprała się jak
dziecko, a to wstyd.
Sam zawsze starał się wyglądać na chodzącą
doskonałość, którą powinno się podziwiać, gdzie więc jej, z tendencją do
zasypywania okruchami pokaźnego biustu, mierzyć się z kimś takim, jak Jared
Leto.
Jego brat przynajmniej był ludzki, i też zdarzały
mu się wpadki. Tolerował je u innych, nie wymagał, żeby przez cały czas
pilnować się, by nie zrobić czegoś, czego „nie wypada”.
Patrząc w pełne ciepła brązowe oczy Shannona,
Vanja poczuł ściskające ją w gardle wzruszenie, dławiącą radość, spowodowaną
tym, że wreszcie spotkała na swojej drodze mężczyznę, dla którego warto było
porzucić własne zasady i zapomnieć o nich. Chciała cieszyć się każdą chwilą,
którą mogła spędzić przy Shanniem, choćby miała potem zapłacić za to cenę, jaką
wyznaczy jej życie. A ono zawsze zdzierało z niej wszystko, zostawiając na
lodzie.
A może… Nieśmiała myśl pojawiła się w jej głowie,
zbyt odważna, by Vanja mogła przyjąć ją za pewnik, ale kusząca i piękna.
Czy to możliwe, żeby Shannie był nagrodą za
wszystkie męki, które przeszła od wypadku do teraz? Przecież jej los od pewnego
momentu była pasmem udręk, bólu, zgryzot i walki o to, by godnie przetrwać
kolejny dzień. Chyba czas już, by wszystko uległo zmianie i żeby nareszcie z
ofiary zmieniła się w zwykłą, szczęśliwą kobietę, mogącą iść przed siebie z
podniesionym czołem.
Ehh, nawet, jeśli przyszedł czas na zmiany, na jej
drodze wciąż tkwił Jared, i o ile go znała, tak łatwo nie ustąpi. Jakimś trafem
rościł sobie prawo traktować żonę jak swoją własność i uważał, że powinna być z
tego zadowolona. Jej obowiązkiem było kochać męża, robić to, co go zadowala i
cieszyć się, że ma zaszczyt z nim być. Tak to odbierała teraz, gdy przejrzała
na oczy i zobaczyła, o ile jej oczekiwania, co do małżeństwa mijają się z jego
oczekiwaniami. On chciała mężczyzny, który byłby zarazem jej partnerem na
równych prawach. On chciał po prostu stałej, darmowej dziwki, zawsze pod ręką,
żeby nie musiał tracić czasu na szukanie dziewczyny, gdy chciało mu się seksu.
Przynajmniej wydawało jej się, że nic więcej go nie interesuje. A jeśli tak…
Musi się rozwieść, koniecznie musi uwolnić się z
kajdan, które naiwnie założyła sobie na ręce dwadzieścia lat temu. Nie dać się
zamknąć w psychiatryku, obronić się przed atakami „troskliwego” męża i pokazać
mu, że nie da sobą manipulować.
-Shannie, muszę zająć się paroma sprawami. To
dosyć pilne, i muszę uporać się z tym sama. Nie pogniewasz się, jeśli przez
kilka godzin nie będzie mnie w domu?- Spytała, wracając do rzeczywistości.- Mam
na to tylko dwa dni, a to coś, co jest dla mnie bardzo ważne.
-Dwa dni, czyli domyślam się, że chodzi o Jerrego.
Co tym razem nabroił?- Shann odchylił się w tył, zaciekawiony i zaniepokojony
jednocześnie. Jeśli Van miała jakieś problemy, chciał jej pomóc. Musiał jej
pomóc, bo… Czuł taką potrzebę.
-Nabroił, nie nabroił.- Dziewczyna wzruszyła
ramionami.- Z mojej strony to koniec, a Jay wydaje się nie przyjmować tego do
wiadomości.- Przyglądała się Shannonowi uważnie, z napięciem, myśląc
jednocześnie, że jeśli kochanek nie brał jej na serio, wszystko, co chciała
zrobić, będzie niepotrzebne.- Shannie, to nie jest dla mnie łatwe i nie wiem,
czy to, co chcę zrobić, jest odpowiednie. Dlatego muszę zadać ci jedno ważne
pytanie.
-Wal.- Shann czuł, że sprawa jest poważna, i spiął
się wewnątrz, gotów na wszystko, łącznie z pytaniem: co zrobisz, jeśli
zaproponuję, żebyśmy zakończyli naszą przygodę.
W sumie właśnie to spodziewał się usłyszeć. Na
pewno był w życiu Vanji jedną z niepotrzebnych komplikacji.
-Shannie, czy to, co się między nami dzieje, jest
dla ciebie czymś ważnym, czy tylko chwilowym zamroczeniem? Muszę to wiedzieć.-
Pochyliła się w jego stronę, przewiercając go wzrokiem. Oczy miała tak czarne,
że nie umiał niczego z nich odczytać.
-Jezu, skrzacie, ty myślisz, że ja się tylko
bawię, czy co? Zabijam nudę, podrywając żonę brata? – Odpowiedział dopiero po
chwili, której potrzebował, żeby zrozumieć, o co został zapytany.- Myślisz, że
kłamałem, bo chciałem, żebyś ze mną sypiała?- Mówił, czując się urażony jej
nieufnością.- Ja nie jestem Jared, tylko Shannon, do cholery!- Podniósł głos.
Vanja wciąż patrzyła na niego z niezmienionym wyrazem twarzy, jakby analizowała
dokładnie każde jego słowo. To było jak przesłuchanie, nie jak rozmowa pary
kochanków. Ale czy mógł spodziewać się czegoś innego w sytuacji, gdy romansował
z cudzą żoną? W ogóle, czy w romansie wszystko mogło być bajkowo piękne? Nie. I
właśnie przekonał się, że każda chwila niesie z sobą różnego rodzaju
zagrożenia, a najgorszym z nich jest lęk o to, że partnerka postanowi skończyć
to, co dla niej męczące. Straszliwie nie chciał, żeby Vanja doszła do wniosku,
jak bardzo niepotrzebny jej romans w chwili, gdy ma kłopoty z mężem, którego
kiedyś kochała.- Jezu, dziewczyno.- Ciągnął, nie starając się nawet ukryć
goryczy i żalu w swoim głosie.- Odkąd cię pocałowałem nie rozumiem, co się ze
mną dzieje. Chodzę z głową w chmurach, nie kojarzę, co do mnie mówią, nie wiem,
co robię. Zakochałem się, i dobrze o tym wiesz, więc dlaczego, kurde, zadajesz
mi pytania, które mnie przerażają?- Zerwał się z krzesła, prawie je wywracając,
i długimi krokami podszedł do okna. Dłonie oparł o krawędź zlewu, ściskając ją
tak, mocno, aż pobielały mu kostki palców.- Do czego ja ci jestem potrzebny,
Van? Jako przeciwwaga dla Jerrego? Chcesz sobie odbić na nim za to, co ci
zrobił, i używasz do tego mnie? Powiesz mu o nas po to, żeby się odegrać i
zemścić, dlatego chcesz wiedzieć. Żeby przypadkiem nie zrobić Shanniemu zbyt
wielkiej krzywdy, bo jeśli głupek naprawdę się zakochał, to po tym, jak
powiedział ci, że zawsze ma pecha do dziewczyn, zebrało ci się na litość.-
Shannon wyrzucał z siebie słowa, wylewając przy okazji wszystkie bolesne myśli,
krążące mu po głowie od początku romansu z Vanją. Bał się, co w jego sytuacji
było normalne. Może wyglądał na twardziela, ale w środku był przestraszonym
chłopakiem, trzęsącym się z lęku przed kolejnym porzuceniem, zdradą,
porównaniem do kogoś innego, z korzyścią dla tego drugiego. Zawsze tak było,
zawsze przegrywał, dostawał po dupie. Mimo, iż zdarzało się to nie raz, zawsze
bolało tak samo. Może po prostu za mocno się angażował, i za bardzo to
pokazywał, skoro kobiety uważały go za nie dość dla siebie dobrego, za
pantoflarza, gotowego przychylić im nieba, podczas gdy one potrzebowały kogoś,
kto będzie je przynajmniej trochę lekceważył i każe o siebie walczyć? Jeśli
tak, to trudno, on nie potrafi być inny.
Nagle opanowała go przemożna chęć, żeby pieprznąć
wszystko: pracę, muzykę, rodzinę. Rzucić to w cholerę, władować do bagażnika
parę najpotrzebniejszych i najbardziej ulubionych rzeczy, wybrać z konta
wszystkie pieniądze i zniknąć w szerokim świecie. Przecierpieć swoje,
przeboleć, potem zapomnieć. To mogło być lepsze, niż ciągłe obawy, i na pewno
mniej bolesne, niż kolejna porażka, na którą tak szczerze mówiąc był
nastawiony, choć nie przygotowany. Nigdy nie umiał być przygotowany na
następnego kopa w tyłek.
Patrzył przez okno, ledwie widząc ogród i basen.
Wszystko było niewyraźne i rozmazane, i dopiero po chwili połapał się, że ma
wilgotne oczy. Nie płakał, był jedynie zdenerwowany. Jak zawsze, gdy zależało
mu na dziewczynie, wpadał w nerwy niejako „na zapas”. Pisał czarne scenariusze.
Ale dlaczego nie miałby tego robić, jeśli zawsze zostawał na lodzie?
-Shannie? Wszystko w porządku?- Vanja stanęła przy
nim, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Nie odpowiedział, ale potrząsnął głową: nie, Van,
nigdy nie jest w porządku.
-Popatrz na mnie, Shann.- Dziewczyna łagodnie
chwyciła go pod brodę i obróciła do siebie jego twarz. Nie protestował.-
Przepraszam, jeśli moje pytanie wyprowadziło cię z równowagi.- Powiedziała
cicho, kciukiem wycierając mu wilgoć spod oczu.- Nie chciałam cię zdenerwować.
Nie wiedziałam, że jesteś aż tak drażliwy.- Objęła go w pasie i przytuliła się
do jego boku.
Shannon patrzył na nią z góry, zdziwiony tym, że
nie zaczęła się z nim kłócić. Dziewczyny zawsze wszczynały awantury, gdy mówił
im coś podobnego. Miały pretensje, że przesadza, szuka zaczepki, wymyśla
niestworzone rzeczy. Potem strzelały focha i musiał obłaskawiać je na różne
sposoby, żeby znów było dobrze. A na koniec i tak albo odchodziły, albo puszczały
się, dając mu powód do zerwania. Zawsze ten sam scenariusz.
W myślach Shannon ułożył nawet przebieg kłótni,
jaką spodziewał się mieć z Vanją. Ona spytałaby go, dlaczego tak mówi. On
odpowiedziałby, że przecież musiała tak myśleć, skoro zadała mu takie pytanie.
Ona na to, że wcale tak nie myślała. On, że gdyby tak nie myślała, nie
musiałaby pytać. Ona, żeby przestał gadać głupoty. On, żeby nie próbowała
wykręcać kota ogonem, bo on wie, o co jej chodzi.
I tak od słowa do słowa, dokąd oboje nie rozeszliby
się w dwie strony, obrażeni. Tak czy tak, wyszłoby, że to on miał rację. Zawsze
wychodziło.
Ale Vanja zachowała się inaczej, niż jego
wcześniejsze dziewczyny. Przeprosiła go.
Otoczył ją ramieniem i pocałował w czubek głowy.
-Chyba się wygłupiłem.- Przyznał, czując się
nieswojo.
-Uważam, że powinniśmy porozmawiać o tym, co w nas
siedzi. Jak dotąd skupiliśmy się na przyjemnościach, a zdaje się, że nie tylko
o to w tym wszystkim chodzi.- Van odsunęła się nieco i spojrzała mu w oczy.-
Boisz się, prawda?
-Panicznie.- Szepnął, czując wypływający na twarz,
gorący rumieniec wstydu.
-Ja też.- Pogłaskała go po policzku.- Ale nie
podejrzewam cię o oszustwo, Shannie. Bardziej boję się tego, że przede mną
trudna walka o siebie. Wiesz, co chciałam dziś załatwić?
-Skąd mogę wiedzieć, skrzacie? Pewnie coś, przy
czym nie powinno mnie być, skoro chciałaś urwać się z domu sama. Chyba nie masz
zamiaru spotkać się z kimś znajomym?- Spytał podejrzliwie, zazdrosny na samą
myśl, że Van mogłaby widywać się z kimś jeszcze, nawet, gdyby ten ktoś był
jedynie starym kumplem z pracy, czy kimś w tym stylu. Przestał być zazdrosny o
brata w momencie, gdy Vanja przeniosła się do osobnej sypialni, ale perspektywa
posiadania innego rywala była dla Shannona groźna. Dziewczyna taka jak Van
musiała wzbudzać zainteresowanie wszędzie, gdzie się pokaże.
-Nie, Shann. Chciałam porozmawiać z lekarzem. Z
psychiatrą.- Dziewczyna odwróciła wzrok, zażenowana.- Jay uważa, że po wypadku…
-Czekaj, skrzacie.- Shannon przerwał jej w pół
słowa.- Chcesz powiedzieć, że mój popaprany brat uważa cię za stukniętą?
-Nie jestem pewna, czy tak myśli, ale zasugerował,
że mogę mieć zakłócone postrzeganie świata, i stąd moje problemy z
przystosowaniem się do roli jego żony. Bo że nadal powinnam nią być, tego jest
pewien.- Vanja spojrzała na niego z błyskiem humoru w oczach.- Muszę być
strasznie pokręcona, skoro nie potrafię kochać Jareda Leto. To naprawdę
kwalifikuje się do leczenia, nie uważasz?
-No, w sumie, jeśli mówisz o tym w taki sposób…-
Shannon przygarnął ją do siebie, całkiem zapominając o swoich niedawnych
rozterkach. Przy tym, z czym musiała mierzyć się Vanja, jego problemy były
niczym.
-Dzięki, Shann, tego mi było trzeba: twojego
poparcia.- Dziewczyna roześmiała się, mimo wszystko podniesiona na duchu.
-Staram się, żeby było ci dobrze. Od tego mnie
masz.- Mruknął, zachwycony tym, że są w domu sami i może bezkarnie trzymać
Vanję w ramionach i mówić wszystko, co zechce, nie martwiąc się, że ktoś to
usłyszy.- Więc jak, pomyślimy, co dziś robić?
-Muszę jechać do centrum, możesz zabrać się ze
mną, jeśli chcesz.- Dziewczyna wyswobodziła się z jego uścisku, poważna i
skupiona.- Chcę też porozmawiać z prawnikiem i dowiedzieć się, co robić i w
jaki sposób przekonać Jaya, żeby ustąpił. Kilka razy mówiłam mu, że w naszej
sytuacji najlepiej będzie się rozejść, ale nie dość, że nie chce się na to
zgodzić, to jeszcze zagroził mi, że jeśli jeszcze raz o tym wspomnę, przestanie
być miły. Jakby dotąd był.
-Chcesz się z nim rozwieść, skrzacie?- Shann
również spoważniał.- Chyba nie przeze mnie?- To było w tej chwili ważniejsze,
niż fakt, że jego brat, chcąc uciszyć żonę, zaczynał sięgać po groźby.
-Szczerze? Częściowo przez ciebie. A raczej:
dzięki tobie.
Shannon otworzył usta, chcąc powiedzieć coś
mądrego, co zarazem byłoby jakimś usprawiedliwieniem i prośbą o wybaczenie, że
wmieszał się w jej życie, ale Vanja uniosła dłoń, nie dając mu się odezwać.
-Posłuchaj mnie, Shann, i nie przerywaj mi,
proszę.- Wzięła go za rękę, pociągnęła za sobą do stołu i posadziła na krześle,
siadając na drugim, przyciągniętym bliżej. Ze wzrokiem utkwionym w jego oczach
zaczęła mówić o tym, co siedziało w niej od miesięcy.- Przyjechałam do Stanów,
zmuszona do tego męczącymi snami, w których widziałam Jareda. Snami, urywkami
wspomnień, które brałam wtedy za własne wymysły. Już wcześniej, w Rosji,
interesowałam się nim, ale nie w sposób, w jaki robi to zachwycona idolem
fanka. Widzisz, ja go nie lubiłam. Denerwował mnie i złościł tym, że ciągle jest
obecny w moich myślach. Był jak natręt, którego nie umiałam się pozbyć. Jeszcze
gorsze było to, że jednocześnie w jakiś sposób za nim tęskniłam, co
doprowadzało mnie do szału. Zebrałam się więc i przyjechałam tutaj, żeby
uporządkować sobie wszystko i na miejscu przekonać się, dlaczego czuję się
rozerwana pomiędzy skrajne emocje, gdy tylko zobaczę Jareda, usłyszę go, czy
nawet, gdy o nim pomyślę.- Chwyciła dłoń Shannona w swoje i głaskała
pieszczotliwie jej grzbiet, nie przestając mówić.- Śledziłam jego życie, nie
specjalnie, ale w mieście, w którym mieszka, nie można o nim nie słyszeć. Raz
czy dwa omal nie wpadłam na niego na ulicy, spacerując w okolicach, w których
bywał. Pamiętam, że widziałam go, wsiadającego do samochodu i jadącego powoli
wzdłuż chodnika. Minął mnie, nawet o tym nie wiedząc, a ja czułam się tak,
jakby ktoś kopnął mnie w nerki i jednocześnie doprowadził do orgazmu. Ale nadal
nie wiedziałam, dlaczego tak się dzieje. Wbiłam sobie do głowy, że mój mózg
wymyślił sobie znajomość z Jaredem przed wypadkiem, chcąc załatać fałszywymi
wspomnieniami dziury w pamięci. Potem, jak ostatnia idiotka, doszłam do
wniosku, że mam zdolności wizjonerskie i wyczuwam, że ja i Jared Leto jesteśmy
sobie przeznaczeni.- Przy ostatnich słowach zaśmiała się krótko, sarkastycznie.-
Wiem, to idiotyczne, ale co miałam myśleć, jeśli jego widok sprawiał mi
przyjemność i ból, obie rzeczy naraz? Nikt inny nie powodował u mnie podobnych
odczuć, nawet mężczyźni, z którymi czasem się spotykałam.- Westchnęła.- W
klubie, w którym mnie widział, nie znalazłam się przypadkiem. Ktoś z moich
znajomych wspomniał, że Jared zjawia się tam od czasu do czasu, więc gdy znów
mnie zaproszono, nie odmówiłam. Bywałam tam kilka razy: ludzie, z którymi
pracowałam, nie pochodzą jedynie z nizin społecznych, są wśród nich osoby na
stanowiskach, majętne.- Zamyśliła się, patrząc gdzieś w bok.- Tamten wieczór,
gdy Jared zjawił się w klubie, był dla mnie przełomowy. Nawet nie wiedziałam,
że siedzi za mną, dwa stoliki dalej. Po prostu spędzałam miło czas, potem
zdecydowałam się wracać do domu. Wtedy zauważyłam Jareda, patrzącego na mnie,
jak na kogoś, kto spadł z Księżyca. Albo z Marsa, jak kto woli. Widziałam w
jego oczach osłupienie i błysk rozpoznania. Byłam przerażona.- Ścisnęła palce
Shannona, uśmiechając się do niego blado.- Wiesz, jaka była moja pierwsza myśl
w tamtej chwili? Żałowałam, że mnie zobaczył. I cieszyłam się, że to się stało.
Znów skrajne, odmienne emocje. Chciałam nawet wrócić natychmiast do Sludianki,
ale nie stać mnie było na lot. Bałam się, Shannie. Nie wiem, dlaczego, nadal
nie pamiętam pewnych wydarzeń, wśród których musi ukrywać się powód moich obaw.
Wiem, że nigdy mnie nie uderzył. Wiem, że…- Pokręciła głową.- Coś mi zrobił,
coś złego. Nie fizycznie, ale to coś nie mogło być lepsze, niż gdyby mnie pobił.
Dlatego czuję do niego niechęć, choć na początku, gdy zaczęliśmy się spotykać
parę miesięcy temu, była przytłumiona fascynacją nim. A teraz wiem, że moja
niechęć ma dobre, mocne podstawy: nigdy nie powinnam była się z nim wiązać. Moi
rodzice nie powinni podpisać zgody na ślub. Nie powinni oddawać mnie w jego
ręce, bo Jayowi chodziło tylko o seks. Chciał mieć na własność dziewczynkę,
którą mógłby wytresować według własnych potrzeb, i to właśnie próbował ze mną
zrobić. Kiedyś tego nie widziałam, kochałam go, ale teraz, patrząc wstecz,
widzę wszystko jak na dłoni.- Znów popatrzyła Shannonowi w oczy, widząc w nich
skierowaną na siebie uwagę, współczucie i troskę. To tylko upewniło ją w
przekonaniu, że robi dobrze, mówiąc mu o wszystkim.- Shannie, podczas przyjęcia
w klubie, gdy wracałam od ciebie, usłyszałam coś, co powiedział o mnie Jay.
Nawet nie wiedział, że stoję za nim.- Przełknęła ślinę: o pewnych rzeczach ciężko
było mówić nawet Shannonowi, choć był jej bardzo bliski.- Chwalił się mną
grupce mężczyzn. Mówił o… o moim ciele, stwierdził, że ożenił się ze mną
dlatego, że jestem drobna, i nawet teraz tam jestem jak dziewczynka. Twój brat
nie czuje do mnie nic, poza pociągiem seksualnym. Chorym, zboczonym popędem.
Wiesz, co mi powiedział? Że mężczyźni lubią nastolatki, płaczące podczas seksu,
który sprawia im ból. Że w jego upodobaniu do mnie dwadzieścia lat temu nie
było niczego dziwnego.- Zamknęła na moment oczy i otworzyła je, pewna swoich
słów.- Nie wiem, jak mogłam być tak ślepa, żeby tego nie widzieć.
Usprawiedliwia mnie tylko to, że byłam dzieckiem, nie mającym za wiele pojęcia
o życiu, a Jay potrafił być ujmujący i oczarował mnie swoją pozorną
dojrzałością. On nawet teraz nie jest na tyle dojrzały, by umieć pogodzić się z
tym, że go nie chcę. Nie wypuści mnie z rąk, jeśli go do tego nie zmuszę, a ja
chcę od niego odejść.- Podniosła dłoń Shannona i delikatnie
dotknęła ustami jej wnętrza.- Dlatego, że nie
godzę się być zabawką w rękach zmanierowanego zboczeńca, i dlatego, że mam
ciebie.
Shannon był poruszony tym, co usłyszał. Doskonale
wiedział, że jego brat ma upodobanie do młodziutkich dziewczyn, ale w życiu nie
pomyślałby, że aż do tego stopnia, by ożenić się z dziewczyną tylko z powodu
walorów tego, co miała w kroku, i jeszcze opowiadać o tym kumplom. Aż zrobiło
mu się żal Vanji, która usłyszała, co o niej mówił, a teraz zapewne, jak każda
laska, głowiła się, ile osób już o tym wie i jak daleki zasięg mają plotki na
jej temat.
-Ja pierdolę.- Sapnął.- Żyję obok tego faceta od
czterdziestu lat, mieszkam z nim pod jednym dachem, i nie wiem o nim nic! Jezu,
on naprawdę mówił o tobie takie rzeczy? Do kogoś?- Nie mógł uwierzyć w jej
słowa, choć przypomniał sobie, jak Jerry mamrotał o kupionej za kokę małolacie.
Teraz pamiętał też, że Jerry powiedział coś w stylu „jej starzy byli…”. Reszty
nie zrozumiał, a i to też nie brzmiało zbyt prawdopodobnie. Teraz wszystko
wskoczyło na swoje miejsce i ułożyło się w gotowy obraz: Jared mówił o Vanji, a
jakże. Wspominał o okolicznościach, w jakich wziął z nią ślub, przekupując
narkotykami jej rodziców i nakłaniając w ten sposób do podpisania zgody.
Na myśl o bracie poczuł ogarniającą go zimną
wściekłość i ochotę, by rozkwasić mu gębę, zmienić ją w krwawą maskę, potem
napluć w błękitne oczęta, za którymi małolaty sikały w majtki.
Potem w jego głowie pojawiła się jak błyskawica
myśl: chwilka, przecież Vanja powiedziała, że śledziła Jerrego, obserwowała go,
zjawiała się w tych samych miejscach. Wszystko po to, żeby ją zauważył. Czy to
mogło znaczyć, że śledziła też jego, Shannona, i udawała tylko, że nic o nim
wie? A teraz, czy omotała go i chodziła z nim do łóżka po to, żeby mieć w nim
sprzymierzeńca przeciw jego bratu?
To były wstrętne, ohydne myśli, ale nie mógł
odsunąć ich od siebie i zapomnieć o powstałych nagle wątpliwościach. On też nie
chciał być zabawką w cudzych rękach.
-Łaziłaś za nim.- Stwierdził krótko, odsuwając się
w tył.- Za mną też łaziłaś?
-Nie łaziłam za nim, Shannie, tylko chciałam
zrozumieć, dlaczego wzbudza we mnie sprzeczne emocje i dlaczego mam w głowie wspomnienia,
których nie powinnam mieć. Dlaczego widzę… różne rzeczy.- Dziewczyna nie
puszczała jego dłoni, a on nie próbował jej wyszarpnąć. Mimo wszystko bardzo
chciał uwierzyć, że naprawdę go lubiła, dla jego samego.- Przecież nie mogłam
podejść do niego na ulicy i powiedzieć „Cześć, Jared, pewnie mnie nie znasz,
ale muszę spytać: czy my kiedyś z sobą sypialiśmy?” Nie uważasz, że to byłoby
dziwne? Znasz mnie chyba na tyle, Shannie, żeby wiedzieć, iż nigdy nie
zachowałabym się w podobny sposób. To nie w moim stylu.
-Trochę mnie zaskoczyło, że przez tyle miesięcy
udawałaś, a teraz mi o tym mówisz. Wolałbym nie wiedzieć, że niezła z ciebie
aktorka.- Shann pokręcił głową, próbując nie myśleć o tym, że jest tylko
trybikiem w jej maszynie.- Kurwa, wybacz mi, skrzacie, ale muszę cię o to
zapytać: gdzie w tym wszystkim jest moje miejsce?
-Tam, gdzie chcesz, żeby było.- Vanja wstała i
podeszła do okna: puszczona przez nią ręką Shannona opadła bezwładnie na jego
udo, jak niepotrzebna już rzecz.- Zamierzam rozwieść się z Jaredem, choćbym
miała walczyć z nim na każdym ringu, poddać się badaniom psychiatrycznym,
poddać się hipnozie, dzięki której przypomnę sobie wszystko co działo się przed
wypadkiem. Nie chcę jego pieniędzy, chcę tylko, żeby zostawił mnie w spokoju.-
Obróciła się przodem do kuchni, patrząc na kochanka z determinacją w oczach.-
Nie mam zamiaru mówić mu o tym, gdy wróci, i proszę, Miśku, ty też nic mu nie
mów. Nie dawaj mu do ręki broni przeciwko mnie, bo wiedząc, że zamierzam
działać, przygotuje się do walki w najlepszy możliwy sposób.
-Co chcesz zrobić?- Shann czuł się pogubiony we
wszystkim: z jednej strony rozumiał Vanję i jej zachowanie, z drugiej
przerażała go łatwość, z jaką wyprowadziła w pole jego, Jerrego, i wszystkich,
którzy nasłuchali się o przypadkowym spotkaniu rozłączonej na długie lata pary.
Tyle w tym było przypadku, co wody święconej w drinku.
-Porozmawiać z prawnikiem. Skompletować dokumenty,
które będą potrzebne. Dowiedzieć się, co stało się w klinice, bo podejrzewam,
że Jay nie wszystko mi powiedział. Przygotować pozew rozwodowy, z wzięciem winy
na siebie, jeśli tak łatwiej będzie mi uzyskać rozwód. A potem…- Wzruszyła
ramionami.- Nie wiem, Shannie. Moje myśli nie wykraczają poza granicę, wyznaczoną
rozwodem. Nie mam pieniędzy, mieszkania, ani pracy, a nie chcę niczego od Jaya,
więc najpewniej wrócę tam, gdzie mnie znalazł, i znów będę zarabiać
tłumaczeniami. Wolę to, niż…
-Jezu, ty naprawdę jesteś zdecydowana wszystko
pieprznąć.- Shannon zrozumiał, że to nie przelewki, i najprawdopodobniej
niedługo dziewczyna zniknie z ich domu na dobre. Tak bardzo przywykł do jej
obecności, że w pierwszej chwili poczuł do niej żal, jakby odchodząc od męża, porzucała
też jego.- Nie będzie ci szkoda wracać do niewesołego życia? Z tego, co nieraz
mówiłaś, nie było zbyt kolorowe.- Mówił byle co, nie zastanawiając się nad
własnymi słowami, skupiony na myśli, że Vanja będzie wolna. Wolna, i być może…
O ile nie udawała… Jeśli nie używała go jako dźwigni, dzięki której odepchnie
się od męża…
-Nie będzie mi żal. Czułam się lepiej jako ktoś
anonimowy, niż widząc swoje zdjęcia w Internecie albo prasie. Nie lubię wokół
siebie rozgłosu. Chcę tylko spokoju, i chcę być szczęśliwa, tak jak ty.-
Mówiąc, Van stanęła na palcach i usiadła na blacie szafki przy zlewie, machając
beztrosko nogami. Dobry nastrój wrócił do niej równie szybko, jak zawsze, gdy w
pobliżu był Shannie. Tylko on działał na nią kojąco, a zarazem budził piękne,
słodkie myśli i uczucia.
Przez chwilę walczyła z pokusą, by powiedzieć mu,
co do niego czuje, ale po rozmowie, i po jej wyznaniach, nie zabrzmiałoby to
zbyt szczerze. Mógłby wziąć jej słowa za coś, czym nigdy by nie były. Będzie
jeszcze wiele okazji, i przy pierwszej, jaka się nadarzy, Vanja otworzy się
przed nim do końca.
-Znam dobrą kancelarię prawniczą.- Shann przerwał
przedłużające się milczenie, spędzone na ich wzajemnej obserwacji.- Jeśli
chcesz, możemy pojechać nawet zaraz, pracują od dziesiątej.- Zaproponował.
-Hm, rozwodziłeś się i korzystałeś z jej usług?-
Van zeskoczyła na ziemię, gotowa natychmiast przyszykować się do drogi. Czuła,
że o wiele lepiej będzie, jeśli wyjdą z domu i znajdą się między ludźmi, dzięki
czemu ochłoną oboje i później, po południu, będą mogli rozmawiać bez obawy, że
byle co wywoła lawinę oskarżeń i podejrzeń o kłamstwo.
-Nie, ale miałem małą przeprawę z jednym
kolesiem.- Shann zaczął sprzątać ze stołu, nie pytając nawet, czy dziewczyna
chce dokończyć śniadanie. Wątpił, żeby chciała, tak jak i on nie miał ochoty na
zimną kawę czy podeschnięte kanapki.
Zgarniając wszystko, wzrokiem odprowadził do drzwi
idącą na górę Vanję.
„Będę przy tym, skrzacie. Będę słuchał, co mówisz,
i patrzył, co robisz. I błagam, malutka, niech okaże się, że nie robisz mnie w
chuja i nie używasz do własnych celów.”
Hm, nie wiem, czy rozdział wyszedł tak, jak miał wyjść, czy nie namotałam w nim, albo nie pokazałam czegoś za mało. Jeśli tak, to cóż, naprostuję w następnym, a Wy piszcie, jeśli coś jest niejasne.
Przypominam o ankiecie na blog miesiąca. Link do niej jest zamieszczony po prawej, pod spisem rozdziałów i info o bohaterach bloga.
Pozdrawiam.
Yas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz