It`s not my way.

sobota, 20 kwietnia 2013

Home alone.

Prawnik, z którym miała rozmawiać Vanja, był dosyć młody, jak na kogoś, kto pracował w renomowanej kancelarii. Nie mógł mieć więcej, niż trzydzieści pięć lat, a przynajmniej nie wyglądał na starszego. Jasne rudoblond włosy miał doskonale ostrzyżone, nosił szyty na miarę garnitur i markowe mokasyny. Jego gabinet wyglądał gustownie, urządzony bez przepychu, wygodny i jasny, z wielkim oknem zamiast jednej ściany.
Mężczyzna wskazał dwa wygodne fotele, ustawione pod ścianą i przedzielone maleńkim stoliczkiem.
-Proszę, niech państwo usiądą.- Sam podszedł do biurka.- Czy mogę zaproponować państwu kawę? Czy może coś innego?- Zamarł z palcem nad przyciskiem interkomu.
-Kawę.- Shannon rozsiadł się wygodnie i uśmiechnął szeroko.
-Ja dziękuję. I tak jestem wystarczająco pobudzona.- Vanja pokręciła głową, odmawiając poczęstunku.
Prawnik poprosił sekretarkę o dwie kawy i usiadł w trzecim fotelu, na wprost swoich gości.
-Nazywam się Peter Hudson i specjalizuję się w prawie cywilnym, szczególnie w prowadzeniu spraw rozwodowych. Jak poinformował mnie mój wspólnik, chodzi państwu właśnie o rozwód?
-Tak. To ja chcę… dowiedzieć się, w jaki sposób mogę…- Van speszyła się pod bacznym spojrzeniem młodego prawnika.
-Proszę się uspokoić, pani…- Zawiesił głos.
-Tomashenko. Vanja Tomashenko. To moje panieńskie nazwisko.- Dziewczyna splotła dłonie na kolanach.
-A pan jest dla pani Tomashenko kim? Przepraszam, że tak pytam, ale jeśli będę prowadził tę sprawę, muszę mieć rozeznanie we wszystkim.- Mężczyzna zwrócił się do Shannona, rozpartego w fotelu, jakby siedział we własnym salonie przed telewizorem.
-Powinowatym.- Shann wyjaśnił bez wdawania się w szczegóły.
Wcześniej, w drodze, ustalili z Vanją, że jeśli nie będą zmuszeni, nie wyjawią tego, że mają romans.
-Rozumiem.- Mężczyzna skinął głową i wrócił wzrokiem do Vanji.- Zanim zacznę pytać, chciałbym, żeby przedstawiła mi pani sytuację, w jakiej się znalazła. Powody, dla których chce pani zakończyć swój małżeński związek.
Dziewczyna odetchnęła głęboko, zbierając myśli. Od czego ma zacząć? Od tego, że Jay jest dla niej coraz mniej przyjazny i traktuje ją jak własność, czy od samego początku?
-Chyba lepiej będzie, jeśli zacznie pan zadawać pytania. Nie mam pojęcia, co mam powiedzieć prócz tego, że nie chcę dłużej być z człowiekiem, z którym łączy mnie podpis na papierze.- Powiedziała po chwili namysłu.
-Dobrze.- Prawnik usiadł wygodniej, wyciągając przed siebie nogi. Dzięki temu prostemu gestowi wyglądał na bardziej godnego zaufania.- Rozpocznę więc od pytań czysto informacyjnych. Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, chciałbym zanotować sobie niektóre odpowiedzi. To pomoże mi rozeznać się w sprawie i określić, jak działać, jeśli podejmę się złożenia pozwu w pani imieniu.
-Proszę, może pan notować.
-Od jak dawna jest pani zamężna?
-Od dwudziestu lat. Gdy wyszłam za mąż, miałam piętnaście, on dopiero co uzyskał pełnoletniość.
-Piętnaście?- Prawnik uniósł brwi, szczerze zdumiony, ale szybko otrząsnął się z szoku: odpowiedź ciemnoskórej kobiety była zaskakująca, ale mogła zwiastować interesujące szczegóły.
-Tak, byłam nastolatką, a moi rodzice wyrazili pisemną zgodę na małżeństwo.
-Czy powodem była pani ciąża?- Mężczyzna wpatrywał się w Vanję z niekrytym zainteresowaniem. Po jej wyglądzie i gustownym stroju poznał, że ma do czynienia z osobą majętną. Jej twarz nic mu nie mówiła, tak samo, jak twarz jej towarzysza. Niski, nieco zarośnięty i wytatuowany, wydawał się wyglądać znajomo, ale nie na tyle, by prawnik skojarzył go ze znanym sobie nazwiskiem.
-Nie byłam w ciąży.- Vanja odpowiedziała niezbyt pewnie, co przykuło uwagę adwokata.- A przynajmniej mój mąż twierdzi, że nie byłam.- Podniosła wzrok.- Wie pan, kilka miesięcy po ślubie miałam wypadek, po którym straciłam częściowo pamięć…- Opowiedziała w skrócie, co działo się z nią od przebudzenia w szpitalu, do chwili, gdy spotkała się z Jaredem po raz pierwszy od dwudziestu lat. Nie było tego wiele, ale nie pominęła faktu, że mąż zostawił ją umierającą, i uciekł.- Chcę się rozwieść, bo moje małżeństwo to kpina. Mnie i męża nie łączy nic, poza nazwiskiem, nie mamy wspólnych tematów, zainteresowań, niczego. Jesteśmy dla siebie obcy, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę tak długą rozłąkę.- Van mówiła dalej, patrząc na prawnika, słuchającego jej z największą uwagą. Nie przerywał, chwilowo nie zadawał pytań.- W kwestii majątku podjęłam już decyzję i chcę zrzec się wszystkiego, co mogłoby mi się należeć. Nie było mnie przy mężu w czasie, gdy robił karierę i gromadził na koncie pieniądze, zresztą, chcę zakończyć tę farsę jak najszybciej, a podział majątku tylko przedłużyłby sprawę.- Zakończyła, zdenerwowana, ale zadowolona, że podjęła pierwsze kroki ku wolności. Zerknęła na Shanniego, zajętego w najlepsze oglądaniem gabinetu, i wróciła wzrokiem do wgapionego w nią prawnika.
-Muszę przyznać, że nigdy nie spotkałem się z tak zagmatwaną sytuacją, a widziałem już sporo.- Mężczyzna ocknął się z zasłuchania i pokręcił głową.- Czy pani mąż wie, że chce pani wnieść o rozwód?
-Wiele razy wspominałam mu, że to byłoby dla nas obojga dobre, ale on nie chce o tym słyszeć.
-Zadam pani teraz kilka pytań, niektóre mogą być dość osobiste.- Spojrzał na towarzysza swojej przyszłej klientki: już zdecydował, że podejmie się reprezentować ją w sądzie, jeśli naprawdę kobieta zdecyduje się wnieść pozew.
-Może pan pytać.- Vanja uśmiechnęła się lekko.- Jeśli chodzi o Shanniego, wie o wszystkim.
-Rozumiem.- Adwokat sięgnął po leżący na biurku notes i długopis.- Jak się domyślam, nie mają państwo dzieci.- Zaczął.
-Nie, nie mamy. Jedyne straciłam kilka miesięcy temu.- Van opowiedziała o poronieniu, dodając, jak zachowywał się po nim Jared. Wspomniała o teczce z wypisem, wyrzuconej przez niego, by, jak twierdził, nie przypominała mu dziecka. Powiedziała też o mailu i śledzeniu jej w sieci.
-Czy mąż miał jakieś powody, żeby robić coś podobnego? Nie jest czymś zwykłym, żeby małżonek kontrolował wszelkie poczynania żony w Internecie. Najczęściej powodem podobnych zachowań jest podejrzenie o zdradę.
-Cóż, w tym wypadku nie miał powodów do jakichkolwiek podejrzeń. To człowiek, który chciałby mieć nade mną całkowitą kontrolę, przy czym nie powinnam być z tego niezadowolona. Najlepiej, gdybym psychicznie pozostała na etapie, w jakim widział mnie ostatnio przed wypadkiem. Emocjonalna nastolatka, zapatrzona w niego, jak w obraz. Moim przewinieniem jest to, że dorosłam, dojrzałam, i mam własne myśli, które nie pokrywają się z oczekiwaniami męża.- Vanja rozkręciła się i zaczęła mówić to, co chodziło jej po głowie.- Jest egoistą, nie dopuszczającym do siebie myśli, że ktoś może nie zgadzać się na jego warunki. Niedawno zagroził, że skieruje mnie na badania psychiatryczne, gdyż jego zdaniem mogę mieć pewne zaburzenia, spowodowane urazami, odniesionymi w wypadku. Jak pan sądzi, czy mógłby to zrobić? Zmusić mnie, żebym poddała się obserwacji lekarzy?
Prawnik popatrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy, potem parsknął cicho i uśmiechnął się przebiegle.
-Nie, jeśli nie wykazuje pani żadnych objawów, nie jest agresywna, nie robi niczego, co świadczyłoby o jakichkolwiek problemach z psychiką. Są odpowiednie przepisy, zabraniające czegoś takiego, jak bezpodstawne wymaganie od kogoś, by poddał się badaniom psychiatrycznym.- Pokręcił się w miejscu.- Proszę wybaczyć, ale mam wrażenie, że pani i męża kontakty przypominają stan wojenny z ciągłym zagrożeniem otwartym konfliktem.
-Bo tak jest. Dokąd siedziałam cicho i robiłam, czego ode mnie chciał, było w porządku. Ale wystarczyło, żebym zapragnęła wrócić do pracy, i zaczął wynajdywać setki powodów, dla których nie powinnam tego robić. A przecież nie pracuję zarobkowo, zajmuję się wolontariatem, pomagam w schronisku dla bezdomnych. Nie chcę siedzieć w domu, zbijać bąków, to nie w moim stylu. Chcę robić to, co robiłam, i co daje mi satysfakcję.
-Rozumiem. Moja żona też czasem zajmuje się pomocą, choć głównie jest to pomoc przy organizowaniu festynów w szkole syna, ale jaka to różnica? Ważne, że robi coś, co daje jej zadowolenie. Poza tym nie pracuje zawodowo, skupia się na wychowaniu dzieci.- Zaczerpnął powietrza.- A skoro już mówimy o pracy: czym zajmuje się pani mąż?
-Jest artystą.- Vanja powiedziała to ostrożnie, jakby wspomnienie o pracy Jaya mogło zmienić nastawienie prawnika do jej osoby.- Śpiewa.
-Interesujące.- Mężczyzna przechylił nieco głowę, rzucając krótkie spojrzenie na milczącego przez cały czas towarzysza klientki. Wciąż miał wrażenie, że gdzieś już go widział, i wciąż nie umiał przypasować go do żadnego ze znanych nazwisk. Przerzucał w pamięci różne, związane z branżą muzyczną, domyślając się, że niedbały ubiór i tatuaże, tudzież kolczyki w uszach, świadczą o pracy w biznesie muzycznym. Biały powinowaty klientki… - Przepraszam, że zapytam, ale czy jest pan spokrewniony z mężem pani Tomashenko?- Zwrócił się do niego, podejrzewając, że ma rację.
-Mhm, to mój młodszy brat.- Zarośnięty mężczyzna oderwał wzrok od okna.- To jak, Van dostanie rozwód?
-Z doświadczenia powiem, że większość spraw kończy się w takich przypadkach rozwodem. Wyjątkiem są te, w których małżonkowie dochodzą do porozumienia, bywa też, że uczucie, wydające się nie istnieć, budzi się właśnie podczas spotkań w sądzie. W toku rozprawy pada wiele słów, które potrafią wiele zmienić. Często wystarczy, że jedno z małżonków wyzna, iż nadal kocha drugie.- Prawnik odłożył notes.- Rozwód to delikatna sprawa, jak nietrudno się domyślać, dotyka najbardziej intymnych i osobistych kwestii obu stron. Sędzia zadaje pytania, na które niekiedy trudno odpowiedzieć. Pożycie intymne. Nawyki, które drażnią współmałżonka. Brzydki zapach z ust. Wszystko może być wykorzystane przeciwko drugiej stronie. Jeśli, jak pani mówi, mąż nie chce słyszeć o rozstaniu z panią, rozprawa może przypominać walkę, przy czym każde słowo, które padnie, może być bardzo ważne. Może pani usłyszeć więcej, niż jest się pani spodziewa. I nie jest powiedziane, że sędzia udzieli pani rozwodu,  o ile nie poda pani naprawdę mocnych argumentów, stojących za rozwiązaniem małżeństwa.- Mężczyzna pochylił się w stronę klientki.- Jeśli mam reprezentować panią przed sędzią, muszę wiedzieć o wszystkim. Jeśli zależy pani na rozwodzie, nie może zdarzyć się, że druga strona wyciągnie nagle królika z kapelusza i powie o czymś, o czym nie wiem, a co dotyczy pani i może przyczynić się do naszej porażki.- Zaczął mówić o nich tak, jakby już było pewne, że będzie jej adwokatem. Ale robił to z jednego powodu: chciał dać kobiecie poznać, że jest po jej stronie i potrafi sprostać jej oczekiwaniom. Ta metoda nigdy dotąd nie zawiodła, dzięki czemu zawsze udawało mu się być reprezentantem w interesujących sprawach. A ta wyglądała na jedną z ciekawszych.
-Co ma pan na myśli?- Vanja spytała ostrożnie, z rezerwą. Jeszcze nie ufała młodemu prawnikowi, ale chyba będzie musiała zdać się na jego pomoc. Jego, lub kogokolwiek innego.
-Narkotyki, uzależnienie od lekarstw, dziwne nawyki seksualne, wszystko, co odbiega od normy. Przynależność do odłamu religijnego lub sekty, pociąg do alkoholu, nawet zakupoholizm. Każdy drobiazg jest ważny, jeśli mam przekonać sąd, że powinien przychylić się do pani wniosku, nie bacząc na protesty pani męża.
-Nigdy nie brałam narkotyków. Alkohol pijam tylko okazjonalnie, i to w małych ilościach. Nie lubię szaleć po sklepach. Jestem ateistką. Nie faszeruję się lekami, nawet te przeciwbólowe biorę, gdy naprawdę nie wytrzymuję z bólu. Czyli prawie nigdy. Nie mam dziwnych nawyków seksualnych, moje doświadczenie jest dosyć skromne.- Van wyliczyła wszystko jednym tchem.- Chcę się rozwieść, nie ufam mężowi, nie kocham go, on mnie, jak przypuszczam, także.
-Świetnie. A jednak proszę przygotować się na to, że mąż może oskarżać panią o wszystko, nawet, jeśli nie ma pani nic na sumieniu. W przeciwieństwie do spraw kryminalnych, opierających się na konkretnych dowodach, rozwód nie jest rozprawą uczciwą. To wzajemne obrzucanie się pretensjami, pranie brudów, poruszanie najbardziej bolesnych i osobistych tematów. Ale jeśli jest pani przygotowana na walkę, służę swoją pomocą. Wspólnie zdołamy dowieść, że pani małżeństwo jest błędem i należy je rozwiązać.
-Czyli mogę uważać pana za swojego pełnomocnika w tej sprawie?- Vanja ścisnęła w dłoniach torebkę. Ten gest mówił prawnikowi więcej, niż jakiekolwiek jeszcze pytania z jej strony: była zdecydowana na rozpoczęcie procedury rozwodowej, choć zapewne bała się jej, nie mając pojęcia, jak wygląda w praktyce. Wyglądała na zdeterminowaną, i silną psychicznie, z czego to drugie bardzo cieszyło prawnika. Chciał zająć się jej sprawą, a świadomość, że prawdopodobnie kobieta nie zacznie spazmować i nie wpadnie w histerię, słysząc być może brutalne pomówienia ze strony adwokata męża, była wielkim plusem.
-Tak. Jestem skłonny przeprowadzić panią przez wszelkie procedury.- Powiedział, nie dodając, że zrobi to głównie z powodu niecodzienności jej sytuacji. Jeśli wygra, jego notowania podskoczą o kilka punktów, dzięki czemu będzie zdobywał więcej klientów. Bogatych klientów.
Martwiło go tylko to, że kobieta chciała zrzec się należnej jej części majątku męża. Ale, jeśli będzie umiał rozegrać to odpowiednio, nakłoni ją do rezygnacji z tego, a nawet namówi, by mąż zapłacił jej odszkodowanie za porzucenie, gdy leżała nieprzytomna po wypadku. W takiej sytuacji honorarium prawnika wzrośnie o odpowiedni procent od wytargowanej kwoty. Oby jej mąż był dość bogaty, by owa kwota warta była targowania się przed sądem.- Tak więc, skoro omówiliśmy podstawowe kwestie, chciałbym przygotować podstawowy szkic pozwu. Przeciw komu mam go skierować?
-Przeciw Jaredowi Leto.- Kobieta uśmiechnęła się łagodnie, widząc zaskoczenie na twarzy prawnika.- Przepraszam, że dopiero teraz mówię, kto jest moim mężem. Wcześniej nie uważałam tego za konieczne, tym bardziej, że byłam pewna, iż bez kłopotów rozpoznał pan Shanniego.- Wskazała siedzącego cicho Shannona, przysłuchującego się z uwagą całej rozmowie.
Prawnik obrzucił go wzrokiem: rzeczywiście, teraz wiedział, kogo przed sobą ma. Że też dotąd umknęło jego pamięci nazwisko tak rozpoznawalnego człowieka, jak Shannon Leto. Powinien był od razu przypomnieć sobie, kim jest, w końcu nie każdy ma tak charakterystyczną twarz, szczególnie krzaczaste brwi o dziwnym kształcie. Widział go, jego zdjęcia, a jednak nie pamiętał aż do teraz.
Zaintrygował go fakt, że brat człowieka, przeciw któremu ma występować, asystował szwagierce w takiej sytuacji. To było co najmniej zastanawiające i wyglądało na to, że w rodzinie Leto dzieją się dziwne rzeczy. W jakiś sposób przypominało to scenariusze zagmatwanych seriali, namiętnie oglądanych przez gospodynie domowe. Nie chciał zagłębiać się w domysły ani dorabiać własnej wersji tego, co mogło mieć miejsce, więc zostawił w spokoju przypuszczenia i wrócił do sprawy, z jaką przyszła do niego kobieta.
Wyjaśnił, jak przebiegać będzie cała procedura, jakie dokumenty musi dostarczyć, jakich informacji udzielić.  Co robić, a czego nie robić. Jak starać się postępować z mężem, jeśli nadal będą mieszkać pod jednym dachem i napotka na jakiekolwiek nieprzyjemności z jego strony. A przede wszystkim poradził jej, by rozejrzała się za mieszkaniem i wyprowadziła od Jareda, zanim pozew zostanie mu dostarczony. Przestrzegł, że mężowie potrafią reagować w takiej chwili bardzo emocjonalnie, i miał na myśli zarówno pobicia, jak i rzadkie przypadki zabójstw w afekcie, ale to ostatnie przemilczał.
Odprowadzając klientkę i jej towarzysza do wyjścia zauważył, jak mężczyzna dotyka przelotnie dłonią pleców kobiety, przepuszczając ją w drzwiach. Gest, sam w sobie niewinny i częsty w takich momentach, miał w sobie jednak nutę intymności, trwał zbyt długo, jak na przypadkowe, grzecznościowe dotknięcie. Dłoń Shannona nie tyle dotknęła kobiety, ile spoczęła na jej plecach całą powierzchnią, prawie je gładząc. To było tak wymowne, że prawnik nie mógł mylić się, wyciągając jedyny słuszny wniosek: prawdopodobnie ta para miała z sobą romans, i to on musiał być głównym powodem tego, że pani Leto chciała odejść od męża.
Wrócił do gabinetu i natychmiast zadzwonił do żony, podekscytowany i pełen zapału.
-Kochanie, nie uwierzysz.- Powiedział, gdy tylko podniosła słuchawkę.- Będę prowadził sprawę rozwodową Jareda Leto.

Vanja zapięła pas i wcisnęła się głęboko w fotel pasażera. Dłonie drżały jej ze zdenerwowania: cała była w tym momencie kłębkiem nerwów, do tego obnażonych, wrażliwych na najsłabsze dotknięcie. Nie zdawała sobie sprawy, że pozornie prosta rzecz, jaką było rozpoczęcie starań o rozwód, może być tak deprymująca.
Czuła się rozdwojona: z jednej strony cieszyła się, że nareszcie coś robi, z drugiej zaczynała bać się samej rozprawy i tego, co mogła przynieść. To, co mówił młody prawnik, nie nastrajało optymistycznie, i przez krótką chwilę dziewczyna żałowała, że w ogóle zdecydowała się na rozwód. Pomyślała nawet, że mogła dać sobie spokój z sądem, po prostu żyć jako żona Jareda, ale osobno, w separacji. Dać mężowi wolną rękę, pozwolić, by robił, na co ma ochotę i z kim ma ochotę, a samej skupić się na mężczyźnie, ku któremu ciągnęło ją, jakby była kawałkiem żelaza, a on silnym magnesem. Co Shann zrobi, gdy będzie wolna? Czy będzie jej wtedy chciał tak, jak chce teraz?
Spojrzała na niego, szukającego czegoś w schowku, i nie mogła się nie uśmiechnąć: mamrotał do siebie, marszcząc czoło i grzebiąc wśród sterty papierzysk i innych śmieci, upchniętych w niewielkiej wnęce.
-Gaduła.- Stwierdziła z czułością, którą nawet ona słyszała w tym jednym, krótkim słowie.
-Kto, ja?- Odwrócił się do niej, będąc na tyle blisko, żeby jego oddech wzburzył jej włosy nad czołem.
-Aha. Często coś tam sobie szepczesz pod nosem. Niekiedy to bardzo słodkie.- Musnęła dłonią czoło Shanniego, odgarniając na bok jego przydługą już grzywkę. Byli w podziemnym garażu, więc mogła pozwolić sobie na podobny gest bez obawy, że ktoś ich zobaczy. Pokusiła się nawet o lekki pocałunek w policzek kochanka, nim pozwoliła mu usiąść prosto za kierownicą. Tym, czego szukał, były okulary przeciwsłoneczne, zasłaniające sporą część jego twarzy.
-Ale cię maglował.- Odezwał się, wyjeżdżając z parkingu w jasność dnia.
-Nie wiedziałam, że to tak skomplikowane, byłam przekonana, że powiem zwyczajnie „Chcę się rozwieść”, i to wystarczy.- Vanja zasłoniła dłonią porażone światłem słońca oczy.
-Ale nie chcesz się wycofać, prawda?- Pytanie zadane zostało poważnym, głuchym tonem.
Dziewczyna spojrzała z niepokojem na kochanka: nie widziała jego oczu, ale miał zaciśnięte mocno usta, co u niego świadczyło o silnym zdenerwowaniu.
-Nie, Shannie, nie wycofam się tylko dlatego, że przeraża mnie cała procedura rozwodowa. Chcę to zrobić, chcę uwolnić się z rąk Jaya, i musiałby mnie zabić, żebym tego nie zrobiła.- Odparła stanowczo.
-Nie mów o śmierci, do cholery!- Shannon mimowolnie podniósł głos. W głowie kłębiło mu się od myśli, wywołanych słowami prawnika.
-O co ci chodzi? Dlaczego tak się unosisz? Tak tylko powiedziałam.
-Vanju, on powiedział, że faceci różnie reagują. Jerry nie chce rozwodu, tak? A ja ciągle mam przed oczami siniaki na twoich ramionach.- Shannon zwolnił, potem zjechał na parking przy supermarkecie i zatrzymał się byle gdzie, nie patrząc, czy inni mogą swobodnie go wyminąć.- Czy to źle, że się o ciebie martwię? Wyobraźnia podsuwa mi paskudne obrazy, uwierz, że po powrocie Jerrego nie odstąpię cię na krok. Gdybym mógł, spałbym pod twoimi drzwiami, żeby mieć pewność, że nic ci nie grozi.
-I na pewno nie wyglądałoby to podejrzanie.- Van westchnęła głośno.- Shannie, zanim pozew będzie gotów i trafi do rąk Jaya, minie jakiś czas. To nie tak, że wszystko stanie się zaraz, teraz. Mam mnóstwo czasu na wszystko. Mogę złożyć pozew za miesiąc, dwa, mogę zrobić to po waszej trasie koncertowej. Sam mówiłeś, że nie chcesz robić problemów przed nią, więc może i ja dostosuję się do tego i poczekam? Poza tym, chciałabym naprawdę przygotować się na wszystko, a w tej chwili tkwię w idiotycznym momencie, w którym nie pamiętam wielu spraw z przeszłości, i mam do wyjaśnienia kilka obecnych.
-I myślisz, że przypomnisz sobie wszystko na zawołanie?- Shann ochłonął trochę i zjechał na miejsce parkingowe.
-Od niedawna chodzi mi po głowie, żeby poddać się hipnozie regresywnej. Na pewno o niej słyszałeś.- Dziewczyna wzięła go za rękę.- Nie wiem tylko, dlaczego za każdym razem, gdy o tym pomyślę, zaczynam się bać. W mojej przeszłości musiało być coś, czego dotąd podświadomie się boję. Nie upadek z okna, choć on też nie należał do przyjemności. Nie mam przecież lęku wysokości, więc moja trauma nie wynika z wypadku. To coś innego, i mój umysł bardzo nie chce wiedzieć, co.
-Wiesz, że w razie czego możesz na mnie liczyć.- Shann zdjął okulary i uśmiechnął się łagodnie.- Jestem po twojej stronie, skrzacie.
 Vanja poczuła nagły, prawie bolesny przypływ uczuć do Shannona. Coś, co zatrzymało oddech w jej piersiach i ścisnęło w gardle tak, jakby lada chwila miała się rozpłakać. Przełknęła ślinę, myśląc o jego gotowości do bronienia jej przed człowiekiem, z którym łączyło go więcej, niż z kimkolwiek innym. Pierwszy raz usłyszała z jego ust, że stawia ją przed bratem. Nie powiedział tego dosłownie, ale i tak zrozumiała.
-Możemy wracać do domu, Shannie?- Spytała cicho.- Mam wielką ochotę cię przytulić, a tu ktoś mógłby zobaczyć.- Wskazała kciukiem za siebie, na zatłoczony parking, po przez który co moment przechodzili klienci marketu. Niektórzy zaglądali z zaciekawieniem do wnętrza ich wozu, co nie dawało nawet złudzenia intymności.
-Przytulić, mówisz?- Shann nałożył z powrotem okulary i wyjechał z parkingu.- Czasem mam w dupie, co kto zobaczy i pomyśli, szczerze mi to zwisa. I wkurza mnie, że muszę czaić się jak jakiś zboczeniec, żeby móc cię dotknąć. Czuję się tak, jakbym robił coś złego.
-Przecież sam mówiłeś, że to konieczne, i nie chcesz wywoływać afery w rodzinie teraz, przed planowaną trasą.- Vanja odrobinę pogubiła się w tym, co słyszała od Shannona przez ostatnie kilka dni.
-Wiem, co mówiłem, skrzacie, i wiem, że tak trzeba. Przepraszam, chyba mam trochę zszargane nerwy. Ciągle muszę mieć napiętą uwagę i pilnować się, żeby nie powiedzieć czegoś, co nas zdradzi. To męczące.
-Tak. To bardzo męczące.- Przyznała z goryczą.
Tylko kochankowie, mieszkający pod jednym dachem z małżonkiem jednego z nich, mogą wiedzieć, ile wysiłku kosztuje udawanie, że nic ich nie łączy. Każdy kolejny dzień, od rana do wieczora, przeżywany był z napięciem, które chwilami stawało się fizycznie bolesne. Każde słowo, jakie między nimi padało, musiało być obojętne, nie mogło zawierać w sobie nuty czułości, która cisnęła się na usta i chciała być obecna w tonie, jakim mówili. 
Każdy gest, dotknięcie, nawet muśnięcie palcami ramienia kochanka, wszystko niosło w sobie groźbę, że zdradzi łączące ich emocje przed tym, który nie mógł o nich wiedzieć. A najgorsze były chwile, w których trzeba było rozejść się do swoich pokoi i leżeć samotnie w pustym, zbyt wielkim łóżku, co najwyżej rozmawiając szeptem przez telefon i mówiąc, jak bardzo chciałoby się znaleźć obok tego drugiego.
Poza jednym, jedynym razem, gdy Van przekradła się do pokoju Shanniego, nie odważyli się na powtórzenie tego. Zbyt bali się, że Jared  poczuje chęć, by coś zjeść, napić się, czy po prostu zechce powiedzieć coś żonie lub bratu, i że stanie się to w momencie, gdy oni będą się kochać, próbując być cicho, tłumiąc wszelkie odgłosy, każdy jęk, sapnięcie. Scena, w której Jared staje pod drzwiami sypialni Shannona, nasłuchuje, a potem zaczyna dobijać się, walić w deski pięściami, wrzeszczeć, na koniec wyważa drzwi i zastaje ich w pościeli, nagich, zakrywających się pospiesznie, widok wykrzywionej z nienawiści do nich twarzy młodszego Leto, dyszącego chęcią zemsty, często pojawiał się w wyobraźni Vanji. Nie chciała, by coś podobnego miało miejsce. Nie w ten sposób jej mąż miał dowiedzieć się o związku między nią i jego bratem. Bo że dowie się wcześniej czy później, to było pewne.
I prawdopodobnie jego świat rozsypie się w tym momencie w gruzy.
-Kiedyś trzeba będzie mu powiedzieć.- Mruknęła pod nosem, bardziej do siebie, niż do Shanniego.
-Taa, kiedyś trzeba będzie.- Przyznał. Czyli usłyszał, choć mówiła bardzo cicho.
-Chyba najlepiej po rozwodzie?- Spytała, w myślach dodając: o ile wytrzymasz ze mną do tego czasu i nie zastąpisz mnie kimś młodszym i zdrowym.
-Nie wiem, może.- Shann wymamrotał to bez przekonania. W jego mniemaniu, jeśli Jerry będzie wiedział, że Vanja chce od niego odejść, równie dobrze może zostać uświadomiony w tej drugiej kwestii. Sprawa rozwodowa mogła potrwać, a oczekiwanie na decyzję sądu mogło się przedłużyć, jeśli Van zdecyduje się czekać z tym do końca ich trasy, aż wrócą do domu i nie będą mieli w planie dalszych wyjazdów. To oznaczało długie, bardzo długie miesiące dalszego udawania, że nic między nimi nie ma. A on z nagła wyobraził sobie, że Vanja będzie towarzyszyć podczas trasy właśnie jemu, czekać za sceną, aż skończą grać, potem razem będą jechać do hotelu i…
A jeśli ona chciała czekać dlatego, że nie miała w planach kontynuowania romansu po rozwodzie? Może tak naprawdę miała zamiar oskubać Jerrego z części kasy i uciec, na przykład do Rosji, gdzie mogłaby żyć pełną gębą z kimś innym? Z jakimś Ruskiem, wyższym, przystojniejszym i młodszym od Shannona?
Dlaczego musi mieć te wszystkie wątpliwości? Bo nie powiedziała mu, że go kocha? A nawet jeśli powie, to czy będzie umiał jej uwierzyć i porzucić ciągłe myślenie o tym, że to następna kobieta, która go zostawi?
-Masz ochotę na coś do jedzenia?- Odezwał się, zmieniając temat.- Pomyślałem, żeby kupić coś w KFC, dawno nie jadłem śmieci.
-Chyba lepiej zrobię coś na szybko w domu. Nie mam zaufania do tego, co serwują w takich barach. Podobno można znaleźć w porcji różne ciekawe rzeczy, jak choćby panierowane kurze łby.- Mówiąc, Vanja położyła dłoń na udzie Shannona. Tego nie mógł zobaczyć nikt z ulicy, jeśli nie zajrzałby do wnętrza ich samochodu z bliska.- O ile pamiętam, mam w lodówce rozmrożone steki.
-W takim razie steki, a do nich kupimy chrupiące bagietki i butelkę wina.
-Zrobimy sałatkę? Będę kroić, a ty zajmiesz się mieszaniem. Jesteś w tym świetny.- Ścisnęła jego nogę, z rozkoszą czując pod palcami silne mięśnie. Od razu też zaczęła mieć dwuznaczne myśli, co było czymś normalnym przy mężczyźnie takim, jak Shannie.
-Mówisz, że jestem niezły w mieszaniu?- Spytał lekkim tonem i sapnął przez nos, czując, jak jej dłoń wędruje na wewnętrzną powierzchnię jego uda. To było bardzo… jednoznaczne. I podniecające, tym bardziej, że zakazane w tej chwili i w tym miejscu. Machinalnie poprawił się, siadając z szerzej rozsuniętymi kolanami, nakręcając się coraz bardziej i niecierpliwiąc, ale nie nacisnął na gaz, pamiętając, że Vanja boi się jego szybkiej, niespokojnej jazdy.- Jezu, skrzacie, rób tak dalej, to sama będziesz musiała iść do sklepu. Ja nie wysiądę.
-Pójdę, a jak.- Vanja zaśmiała się, rozbawiona. Wystarczyło, że dotarła palcami do samej góry uda Shanniego, a on już był podniecony, co wyczuła dotykiem.- A może dajmy sobie spokój z bagietkami i winem? Steki i sałatka wystarczą.
-Ale jeść będziemy później?- Shann z ochotą przystał na jej pomysł i skręcił od razu w drogę, prowadzącą ich do domu. Spieszył się na tyle, na ile mógł, nie chcąc prowadzić jak wariat.
Najlepsza w tym wszystkim była świadomość, że będą sami, tylko we dwoje, i nic nie przeszkodzi im w robieniu tego, na co mają ochotę. Mogą kochać się nawet na podłodze w holu, jeśli nabiorą na to chęci, mogą być głośno, mogą mówić, co zechcą. Mogą wszystko.
Ale tylko przez dwa dni, stwierdził w myślach. Tylko do powrotu Jerrego, który nagle z brata zmienił się w przeszkodę, stojącą na drodze szczęściu Shannona.
Jak można tak bardzo zmienić swoje zapatrywania na życie i stosunek do kogoś, z kim człowiek wychowywał się od dzieciństwa, kogo kochał, dla kogo gotów był poświęcić część siebie? Jakim cudem jedna, drobna kobieta potrafiła przewrócić wszystko do góry nogami, nie robiąc w zasadzie nic szczególnego? Wystarczyło, że była, że go chciała, i już świat nabierał nowych barw a życie stawało się lepsze. Nawet, gdyby przyszło za to później zapłacić, warto było żyć chwilą i mieć nadzieję, że to nigdy się nie skończy. Warto było stać się kimś innym.
-Wiesz, trochę się boję.- Stwierdził, wjeżdżając za bramę, gdy tylko otworzyła się na tyle, by nie oderwać lusterek bocznych. Zamiast na podjazd, skierował wóz prosto do garażu.
-Czego, Shannie? Przecież nie zrobię ci krzywdy, będę delikatna.- Vanja rozpięła pas i przysunęła się do niego.- Bardzo, bardzo delikatna.- Wymruczała mu do ucha.
-Tego, że i tak mnie zostawisz.- Wyjaśnił, zatrzymując samochód na jednym z wolnych miejsc.
-Hmm, dlaczego miałabym to robić?- Dziewczyna przycisnęła się do niego, wodząc dłonią wzdłuż jego ramion. Pocałowała go w szyję, tuż pod uchem, i polizała rozgrzaną skórę końcem języka. Shannon zadrżał wyraźnie i stęknął cicho, czując mrowienie w kręgosłupie. Wyswobodził się z pasów, ale nawet nie chciało mu się ruszyć z miejsca. Całkowicie poddał się pieszczotom Van, czerpiąc z nich wielką przyjemność i czując ekscytację na myśl o seksie tu, na siedzeniu kierowcy. To było odrobinę szalone, ale na swój sposób piękne.
-Bo zawsze tak jest.- Odpowiedział po chwili.
-Musisz wierzyć, że kiedyś nie będzie.- Vanja uniosła się, na moment zawisła nad nim, potem wgramoliła się na jego nogi i usiadła na nich, mocno ściskając je udami. Może nie było to zbyt wygodne, ale dla nich, niższych, niż przeciętny człowiek, wnętrze pojazdu nie było zbyt ciasne.
-Staram się, ale doświadczenie mówi mi co innego.- Shann chwycił w dłonie opięte materiałem spódnicy pośladki Van. Uwielbiał je, były tak inne od pośladków białych dziewczyn, mięsiste, okrągłe, stworzone dla jego rąk.- Dlaczego powiedziałaś "kiedyś", a nie "teraz"?
-To tylko słowa, Miśku, są bez znaczenia. Może twoje "kiedyś" właśnie nadeszło, kto wie?- Drobne dłonie Vanji zjechały w dół koszulki Shannona i spoczęły na zamku jego spodni. Klęcząc, rozpięła je powoli, po czym wsunęła palce pod materiał, dotykając gorącego ciała.
-Bardzo chciałbym, żebyś miała rację.- Shann uniósł odrobinę biodra, pozwalając dziewczynie uwolnić je z dżinsów, jednocześnie podciągając jej spódniczkę prawie do pasa. Miała na sobie delikatne koronkowe majtki, w dotyku przypominające leciutką pajęczynę, i zdziwił się, że coś równie miękkiego nie łaskocze jej przy każdym poruszeniu.- Jezu, skrzacie, jak ja cię pragnę.- Wyszeptał z ustami przy jej skroni.- Co ty ze mną robisz, malutka?
-A co ty robisz ze mną, Shannie?- Odpowiedziała pytaniem.- Nigdy nie czułam się tak, jak przy tobie.
-Tak bardzo cię kręcę?- Drżącymi palcami odsunął jej bieliznę na bok, objął drugą ręką jej talię i przyciągnął do siebie, opuszczając dziewczynę na dół. Moment, gdy wsuwał się w nią, odczucie ciasnego gorąca, był nieziemski, wyjątkowy.
-Tak, choć miałam na myśli emocje, to, co czuję.- Sprostowała, zarumieniona z podniecenia. Shann trzymał dłonie na jej biodrach, delikatnie narzucając jej sposób i tempo ich poruszeń, powolny rytm w przód i w tył.
-Kochasz mnie?- Spytał szeptem, mając wrażenie, że unosi się nad ziemią, szybuje w powietrzu, jest oderwany od wszystkiego, co ziemskie. Przeraził się nawet, że spadnie i rozbije się na tysiące kawałeczków, słysząc "Nie, Shann".
Musiał zamknąć oczy, przekonany, że Vanja spojrzy na niego z politowaniem, zdziwiona, że śmiał mieć nadzieję.
Chciał usłyszeć odpowiedź, i bał się jej jak ognia: zaprzeczenie byłoby jak policzek, potwierdzenie... Zawsze było początkiem końca. Zawsze. Choćby z całych sił starał się, żeby było inaczej. A jednak chciał, żeby ktoś go kochał, i oddałby za to wszystko, co miał.
-Tak, Shannie. Bardzo.- Ciche, ale wypowiedziane z pewnością siebie i stanowczo słowa dotarły do jego uszu, zatrzymały na sekundę jego serce, i znów zmusiły je do pracy, każąc teraz bić w piersi jak szalone.
-Naprawdę?- Rzucił idiotycznie, ale był zbyt uszczęśliwiony, żeby myśleć trzeźwo. Uniósł powieki, napotykając lśniące spojrzenie czarnych oczu Vanji. Uśmiechała się do niego z czułością, oddychając ciężko, nadal kołysana jego dłońmi.
-Naprawdę.- Pocałowała go w czoło, w policzek, w czubek nosa, w usta.
-Jezu. To cudownie.- Wymamrotał, nie umiejąc ubrać własnych, oszalałych myśli w sensownie brzmiące słowa.
W głowie tłukło mu się jedno, przebijając się ponad wszystkim innym i powoli spychając inne rzeczy w dół.
"Muszę uważać, muszę być czujny, muszę pilnować, żeby nikt mi jej nie ukradł."
Mimo, iż wierzył w szczerość uczuć Vanji, nie umiał odsunąć od siebie obaw, że jeśli on mógł odbić ją bratu, ktoś inny, lepszy, może odbić ją jemu. I że to byłoby sprawiedliwą karą za wmieszanie się w związek brata.

Constance powoli wjechała na podjazd i zatrzymała się, obrzucając wzrokiem dom i ogrod synów. W zasadzie nie planowała odwiedzin, ale właśnie kupiła nowy samochód i przejeżdżając w pobliżu postanowiła pochwalić się nim swoim dzieciom.
Nowy nabytek, piękny, lśniący, kremowy Lexus, miał tak cichy silnik, że w pierwszej chwili, gdy w nim usiadła i przekręciła kluczyk, Constance myślała, że w ogóle nie zapalił. Jedynie delikatne drżenie pojazdu oznajmiało, że jednak jest sprawny.
Wnętrze miał luksusowe, w dodatku wyciszone do tego stopnia, że nie dobiegały do niej prawie żadne odgłosy z ulicy. Wszystko, co słyszała, jadąc, to własny oddech i łagodny szum klimatyzacji.
Po prostu pokochała wóz od pierwszej chwili, i koniec.
Wysiadając, zamknęła drzwiczki tak lekko, jakby bała się, że są zrobione z porcelany i zatrzaskując je odrobinę mocniej, może je stłuc. Obeszła przód Lexusa, przeciągając dłonią po nagrzanej masce i strącając z lakieru drobne pyłki.
-Jesteś ślicznym, najśliczniejszym na świecie autem, mój drogi.- Szepnęła czule, jakby przemawiała do mężczyzny swojego życia.
Weszła do domu synów, otwierając jego drzwi własnym kompletem kluczy. Miała go, by w czasie, gdy jej chłopcy zwiedzali świat lub koncertowali, ona mogła pilnować ich posiadłości, dbać o kwiaty, mieć na uwadze ludzi, przychodzących co kilka dni zamieść kurze i umyć okna. Nie ufała obcym, nawet tej czy tamtej dziewczynie któregoś z synów, a szczególnie dziewczynom Shannona. Były... wyuzdane, a takie lafiryndy mają w głowach tylko jedno: gzić się, napić się, potem znów się gzić. Żadna z nich nie potrafiłaby nawet włączyć porządnie alarmu i jedynie naraziłaby dom na to, że stałby się łupem złodziei. Kto więc musiał trzymać rękę na pulsie? Ona. Matka.
Zatrzymała się na środku holu, rozglądając się i nasłuchując, czy ktoś jest w środku, czy też wszyscy pojechali gdzieś, albo siedzą na patio, leniuchując.
O ile mogła zrozumieć, że jej synowie, szczególnie młodszy, potrzebowali czasami wypocząć i nic nie robić, o tyle nie pojmowała, dlaczego "żona" Jareda zbija bąki, całymi dniami leżąc jak zdechła ryba. Nie lubiła jej, wręcz nie cierpiała, głównie za to, że śmiała wtargnąć w ich rodzinę i odciągnąć na bok Jerrego, który pod wpływem tej czarnej lafiryndy ani myślał dać się nawrócić na dobrą drogę i wytłumaczyć sobie, że powinien związać się z kimś innym.
Chwała Bogu, że ta kobieta nie mogła dać mu dziecka, całe szczeście! Constance nie umiała nawet myśleć o perspektywie posiadania wnuka, którego dziadkami ze strony matki były takie indywidua, jakimi byli rodzice Vanji.
I co to w ogóle za imię: Vanja. Przecież to rosyjskie imię męskie, choć podobno pisane przez "j" zamiast "i" stawało się obojnacze i mogło być nadawane również dziewczynkom.
Constance wydęła pogardliwie umalowane na czerwono usta i otworzyła je, chcąc zawołać w głąb domu z pytaniem, czy ktoś jest, ale w tym samym momencie usłyszała dobiegający od strony kuchni śmiech "synowej".
Ruszyła w tamtym kierunku i zatrzymała się w miejscu, gdy za zakrętem zobaczyła przez drzwi fragment pomieszczenia, a w nim...
Cofnęła się w cień, nie mogąc oderwać oczu od tkwiącej w gorącym uścisku pary, wymieniającej pocałunki. Od razu rozpoznała charakterystyczną, niską i przysadzistą postać starszego syna, jak i drobną, jeszcze niższą kobietę, żonę Jareda. CAŁOWALI SIĘ, nie widząc poza sobą świata, objęci w najlepsze...
-Ty... lafiryndo. Mało ci, że odebrałaś mi jednego syna, to teraz sięgasz po drugiego?- Constance syknęła z zimną nienawiścią, sięgając do torebki po telefon. Mimo, iż była zdenerowana, i to jak zdenerwowana, dłoń nawet nie drgnęła jej, gdy z ukrycia, czając się w cieniu na początku korytarza, robiła kilka pospiesznych zdjęć, przy każdym kolejnym korzystając z opcji przybliżenia obrazu.- Ty ruska mendo, ty szmato, ty...- Constance warczała pod nosem, wycofując się jak najciszej do holu, stanęła przy drzwiach wyjściowych i wstrząsnęła się cała z obrzydzenia.
Jej uprzednia niechęć do dziewczyny zmieniła się w lodowatą pewność, że musi pozbyć się jej, zanim będzie za późno. Musi doprowadzić do tego, by Jerry przejrzał na oczy i zrozumiał, że jego "żona" nie jest w niczym lepsza od swojej matki-prostytutki. Musi odizolować od niej Shannona, najlepiej wysyłając go gdzieś... zaraz, o ile dobrze pamiętała, chłopcy mieli jechać gdzieś razem w ramach promocji najnowszej płyty, czy czegoś tam. Świetnie. W tym czasie ona pogoni kota tej... Rusce, zachowującej się jak psia samica w rui.
Mamrocząc pod nosem i układając w głowie plan pozbycia się Vanji, Constance schowała telefon, otworzyła drzwi i trzasnęła nimi, udając, że właśnie weszła do domu. W wyobraźni widziała, jak mała szmata odskakuje od jej dziecka, przestraszona, i uśmiechnęła się zjadliwie.
-Popamiętasz mnie, ja ci to obiecuję.- Szepnęła, po czym wydarła się na głos.- Hello, jest ktoś w domu? Jerry? Shann? Vanja?- Wymieniała imiona domowników, ledwie mogąc wypchnąć z ust ostatnie.- Muszę wam coś pokazać! Jesteście?
-Mhm, jesteśmy, to znaczy, Jerrego nie ma, poleciał do Houston.- Shannon wyłonił się z korytarza przy kuchni.- Cześć, mamo.- Podszedł i cmoknął ją w nadstawiony specjalnie po to policzek.- Co takiego chcesz pokazać? Zrobiłaś sobie pasemka?- Shann jak zwykle zażartował na powitanie, w delikatny sposób naśmiewając się z matczynyh tendencji do bycia wiecznie modnej.
-Zmieniłam samochód. Chodź, zobacz.- Pociągnęła syna do drzwi, nie zwracając uwagi na Vanję, która zjawiła się po chwili w holu, wycierając ręce w kuchenną ścierkę.- Straszna szkoda, że Jerrego nie ma, tyle go omija.- Westchnęła teatralnie.
-A tam, że wozu nie zobaczy? Pojutrze wróci, wtedy mu pokażesz.- Shannon zszedł na podjazd, podziwiając nowy nabytek matki. Zagwizdał z uznaniem.- No no, piękny, nie powiem. Teraz możesz jechać i wyrywać młodziaków, Connie. Na taką brykę poleci każdy przed trzydziestką.- Zachichotał, znów robiąc sobie prześmiewki: jego matka uważała, że mężczyźni nie są warci jej uwagi, nie są jej potrzebni, więc trzymała się od nich na dystans. Tym bardziej od młodszych, kojarzących się tylko z seksem, który dla niej nie istniał. Shann zastanawiał się czasem, jakim cudem ojcu udało się dwa razy ją zapłodnić.
-Po co Jerry poleciał do Houston? Dlaczego sam?- Kobieta puściła jego uwagi mimo uszu.
-Po co? Lansować się, jak zwykle. A do tego ja mu potrzebny nie jestem.- Shannon poklepał maskę wozu.- Napijesz się kawy? Właśnie miałem wstawić, zresztą zaraz będziemy piec steki, może chcesz zostać na obiedzie?- Zaproponował.
-Nie, jadę do siebie, wpadłam tylko pochwalić się zakupem.- Constance spojrzała nad ramieniem syna na stojącą w drzwiach Vanję.- Cóż, skoro Jerrego nie ma, wyślę mu parę zdjęć, na pewno się ucieszy.- Stwierdziła lekkim, pełnym wesołości tonem, prawie machając torebką jak dziewczynka.
Odjeżdżając sprzed domu zerknęła w lusterko wsteczne, patrząc na drobną postać Vanji, zasłoniętą po chwili przez Shannona.
Znów była wściekła, tym razem o to, że musiała pozwolić tej ścierze pozostać z Shannem sam na sam. To było ryzykowne, mogła wskoczyć mu do łóżka, być może zarażając go przy tym jakimś ruskim paskudztwem, bo przecież kobieta, która obłapuje się z własnym szwagrem, musi robić to z każdym.
A może jednak wróci, wymyślając na poczekaniu, że zaczęła ją boleć głowa? W sumie nawet nie było to kłamstwo, na samą myśl, co może wyprawiać się w domu pod nieobecność Jerrego, Connie czuła ucisk w czaszce.
Wróci, składając zmianę decyzji na złe samopoczucie, i zostanie u nich na noc. Zrobi dla starszego syna chociaż to, że pod jej obecność ta szmata nie odważy się wleźć mu pod kołdrę. A jutro...
Jutro wróci Jerry. O dzień wcześniej. Dzięki matce.
Z szerokim uśmiechem satysfakcji Constance zatrzymała wóz przed bramą i zawróciła na szerokiej dojazdówce. Zatrzymując się znów na podjeździe miała zbolałą, nieszczęśliwą minę kogoś, kto cierpi.
Cierpiała, fakt. Cierpiała, myśląc o długich godzinach, które będzie musiała z własnej woli spędzić w towarzystwie tej Ruski.
Ale czego to matka nie zrobi dla własnych dzieci?

                                                                    *****

Cześć. 
Nie pamiętam, czy nie obiecywałam rozdziału w niedzielę, jeśli tak, to tym razem się pospieszyłam, jednym rzutem nadrabiając wszystkie dotychczasowe opóźnienia w zamieszczaniu poprzednich.
Myślę, że ten jest mniej chaotyczny od poprzedniego, a co do końcówki, to pisałam ją jak natchniona. Nie była planowana, wpadła mi do głowy nagle. Ot, dodatkowa atrakcja :)
Nikola, jeśli coś wyłapiesz, pisz, zaraz poprawię ;)
Pozdrawiam i czekam na komentarze. Nie żałujcie ich, proooszę.
Yas.

1 komentarz: