It`s not my way.

niedziela, 25 listopada 2012

20 lat wcześniej.

Niewielkie, wynajęte mieszkanie nie było szczytem marzeń, ale dawało namiastkę prywatności, o jakiej od dawna marzył. Własna sypialnia, własna łazienka, kuchnia... Więcej nie potrzebował.
-Jared-Pan-Na-Włościach.- Zaśmiał się, wygładzając przykrywający łóżko koc, równie sfatygowany jak większość mebli w mieszkaniu.
Zerknął na stojący na szafce zegar: za dwadzieścia druga. Pewnie właśnie teraz Vanja odbiera świadectwo, albo nawet już odebrała i wyszła ze szkoły.
Vanja. Pełna optymizmu i energii córka ruskiej kurwy i jej czarnego alfonsa. Drobna, prawie filigranowa dziewczyna, która musi zadzierać głowę, żeby spojrzeć Jaredowi w oczy.
Poznał ją na jakiejś imprezie, nie pamiętał gdzie, i od razu wpadła mu w oko, i to tak, że pod dwóch tygodniach z sobą "chodzili". Nie oficjalnie: Vanja była za młoda, żeby pokazywać się z nią na ulicy bez obaw o zainteresowanie policji. Wyglądała przy tym na trzynaście lat, choć miała o prawie dwa więcej. On miał dwadzieścia.
Przez dwa miesiące codziennych spotkań z Vanją, Jared nie mógł wyjść z podziwu nad jej charakterem i wolą życia. Po jej pochodzeniu mógł spodziewać się, że będzie zadatkiem na młodocianą kurewkę, da mu na drugiej czy trzeciej randce, może wcześniej porządnie obciągnie, marudząc coś o zbytnim pośpiechu z jego strony. Tymczasem Vanja była przeciwieństwem tego, co spodziewał się w niej znaleźć. Wesoła, skora do śmiechu, inteligentna. Dojrzała ponad swój wiek. Miała jasno sprecyzowane plany na przyszłość: uczyła się, będąc jedną z najlepszych w klasie, z myślą o studiach i karierze. Jakiej, tego jeszcze nie wiedziała. Prawdopodobnie zajmie się maklerstwem lub czymś podobnym, bo lubiła matematykę i nauki ścisłe. Wiele razy opowiadała o swoich marzeniach, podczas gdy on, daleki myślami, wolał zajmować się czymś bardziej przyziemnym.
Jasne, że próbował wsadzić jej rękę do majtek: kto by tego nie robił? Dotknął nawet jej cipki, pomacał ją, ale na tym koniec. Stwierdziła, że jest dziewicą i potrzebuje czasu. Że jeszcze nie ma piętnastu lat.
-Hm, dwa miesiące to chyba dość.- Zanucił do znanej z radia melodii, idąc do mikroskopijnej kuchni.
Kawa, zapomniana przed godziną, wystygła: wylał ją do zlewu i zaparzył świeżej.
Znów sprawdził godzinę: druga dziesięć. Na czwartą miał zaplanowane wyjście do kina: bilety, kupione dwa dni wcześniej, leżały w szufladzie, obok nich parę dolców na popcorn, piwo dla niego i oranżadę dla Vanji.
Musiał oszczędzać: to co zarobił, pracując dorywczo tu czy tam, w większości szło na opłacenie mieszkania. Nie stać go było na szaleństwa, ale dziś była szczególna okazja: jego dziewczyna kończyła szkołę.
-Kurwa, chłopie, idź się leczyć.- Zaśmiał się do swojego odbicia w oknie nad zlewem.
Okno wychodziło na ślepą ścianę sąsiedniego budynku, widok niezbyt malowniczy, ale przynajmniej nikt nie gapił się, gdy łaził po kuchni na golasa, robiąc sobie późną kolację.
Przeszedł do pokoju, oblanego słonecznym światłem, wpadającym przez szybę balkonu. Tu widok był o wiele lepszy: opalając się, mógł spoglądać na rozciągający się poniżej plac zabaw i park, choć ten drugi ledwie zasługiwał na swoją nazwę: kilka drzewek, dwie krzyżujące się ścieżki i połamana ławka to wszystko, z czego się składał. Ale i tak był lepszy, niż inny budynek, zasłaniający słońce.
Zgrzyt klucza w drzwiach wyrwał Jareda z zamyślenia. Obrócił się i uśmiechnął szeroko, widząc rozpromienioną twarz Vanji. Machała trzymanym w ręce świadectwem.
-Zdałaś?- Spytał.
-No jasne, Jay. Jestem geniuszem, pamiętasz?- Żachnęła się, ale widział, że jest z siebie po dziecięcemu dumna.
-Tak, a ja jestem księciem Monako.- Złapał ją wpół, od nowa zdumiony tym, jak drobne jest jej ciało, i podniósł, po czym pocałował na powitanie. Smakowała owocową gumą do żucia, młodością i świeżością. Objęła go, wciąż trzymając w dłoni swoje świadectwo.
-Za półtorej godziny musimy być w kinie, zdążysz się przebrać?- Postawił ją na ziemi i obrzucił wzrokiem szkolny mundurek: kraciastą spódniczkę do kolan, białe getry, czarne lakierki, bluzkę z krótkim rękawem i cieniutką kamizelkę w romby.
-A muszę?- Przechyliła głowę, drocząc się z nim.- Nie chcę iść do domu, matka znów pokłóciła się z ojcem i od rana pije.- Dziewczyna spoważniała i uciekła wzrokiem w bok.
-Chcesz, żeby zamknęli mnie za obściskiwanie się z nieletnią?
-Jay, tydzień temu skończyłam piętnaście lat.- Powiedziała cicho, zagryzając wargę.
-Miałaś urodziny? Dlaczego mi nie powiedziałaś? Kupiłbym ci tort, a tak...- Rozłożył ręce, zły, że nie podzieliła się z nim czymś tak ważnym. Zupełnie, jakby był kimś obcym, pierwszym lepszym dupkiem z ulicy, z którym nie warto rozmawiać o niczym, prócz pogody.
-W mojej rodzinie nie obchodzimy urodzin.- Vanja odłożyła świadectwo na stół i przybliżyła się do Jareda, patrząc mu w twarz.- Gniewasz się na mnie, Jay?- Spytała miękko, gładząc go po policzku.
-Nie.- Skłamał gładko, wpatrując się w jej oczy, tak czarne, że z trudem zauważał granicę między tęczówką a źrenicą.- Jeśli nie chcesz iść do domu sama, pójdę z tobą. Wiem, że twoja matka mnie nie cierpi, ale...
-Nie chcę iść do kina, Jay.
-Co?- Zdumiał się.- Słuchaj, kupiłem bilety...
-Oddam ci za nie.- Przestała go głaskać i przesunęła dłonią po ukrytych pod rękawem koszuli mięśniach.- Możemy zostać tutaj? Proszę.- Zatrzepotała rzęsami.- Naprawdę wolisz oglądać jakiś głupi film, zamiast...
-Zamiast co?- Zdenerwowany jej dziecinnym kaprysem miał ochotę wypchnąć ją za drzwi i pędem pognać do kina, żeby oddać w kasie niepotrzebne bilety. Albo zadzwonić po kogoś i pójść z nim.- Kurwa, wczoraj chciałaś iść, a dziś ci odbija.- Odwrócił się plecami do niej. Cały nastrój, z jakim oczekiwał na popołudniową randkę, poszedł się jebać.
Stojąc i gapiąc się bezmyślnie w okno słyszał ciche kroki Vanji, idącej w stronę drzwi. Okej, niech idzie. Głupia pinda. Zwykła gówniara.
Narzekając w myślach nasłuchiwał, czekając na trzaśnięcie zamykanych drzwi, ale zamiast tego usłyszał szczęk zasuwy i znów kroki, tym razem zbliżające się do niego.
-Jay?
Nie odpowiedział, naburmuszony, unosząc się urażoną męską dumą.
-Jay... Naprawdę chcę zostać tutaj, tylko z tobą.- Mówiła do jego pleców.
-Trzeba było powiedzieć o tym wczoraj.- Warknął.
-Wczoraj nie wiedziałam...- Westchnęła.- Jared, po wakacjach chyba stąd wyjadę. Mogę dostać stypendium.
-Tak? No to gratuluję.- Burknął na odczepnego.- Więc co, chcesz teraz siedzieć i opowiadać mi o tym, jaka będziesz wykształcona?- Spytał, podnosząc głos.- Mieliśmy na dziś plany!
-Plany zawsze można zmienić, Jay.- Znów usłyszał westchnienie.- O stypendium powiedzieli mi dopiero dziś. Jeśli wyjadę...
-Daleko?
-Tak. Dlatego chciałam... chcę... To zrobić. Teraz.
-Słucham?- Jared obejrzał się, szukając w jej twarzy cienia podstępu.- Chcesz co?- Jego ton złagodniał i ocieplił się natychmiast, gdy tylko zrozumiał, co dostanie w zamian za stracone bilety na gówniany film.
-Chcę iść z tobą do łóżka, Jay.- Znów ten miękki ton ze śpiewnym akcentem.
-Tak po prostu?- Uniósł brwi, w wyobraźni już widząc to, o czym mówiła.
-Mhm.
-Van, nawet nie mam w domu gumek, będę musiał wyskoczyć, a tego nie lubię.
-Za kilka dni będę miała okres, czytałam, że...
-Ja czytałem, że takiego jednego porwało UFO, ale to nie znaczy, że w to wierzę.- Machnął lekceważąco ręką.- Boisz się?- Zmienił temat.
-Nie. Chyba nie.- Vanja pokręciła głową, rozsypując na ramionach gęste włosy.- Nie będziesz już na mnie krzyczał o kino?
-Krzyczał? Nie, nie będę.- Jared rozciągnął usta w szerokim uśmiechu, w myślach dodając: o ile będziesz grzeczna.- Podejdź tu, śmiało.- Wyciągnął do dziewczyny rękę, zachęcając ją do zrobienia kroku. Ani przez chwilę nie przestawał ją oglądać: pochłaniał oczami rozkoszny widok szczupłych nóg, opiętych białym materiałem getrów, niknących pod szeroką kraciastą spódnicą, od piersi, unoszących się w nerwowym oddechu pod dzianiną kamizelki, od tańczących przy każdym poruszeniu głowy kruczoczarnych włosów.
Podeszła bliżej, nadal pozostając tuż poza zasięgiem jego wyciągniętej dłoni, jakby bała się, że zrobi jej krzywdę.
-Podejdź, Van, podejdź jeszcze.- Jared zachęcał ją łagodnym tonem, w środku gotując się z niecierpliwości. Czuł, że jego drzemiący dotąd członek dźwiga się raźno i sztywnieje, tworząc w spodniach pokaźne wybrzuszenie, i specjalnie ustawił się w pozycji, która jeszcze bardziej je ukazywała.
Dziewczyna zrobiła jeszcze dwa kroki i podniosła głowę, uśmiechając się niepewnie. Może nie wiedziała, co zrobić, a może trochę obawiała się pierwszego kontaktu z facetem?
Zadrżała, gdy objął dłońmi jej szczupłą talię i przesunął rękami w górę, czując pod dotykiem bijące od jej ciała ciepło. Wrócił dłońmi na dół, złapał za kamizelkę i podciągnął ją: dziewczyna bez upominania z jego strony uniosła ręce i pozwoliła zdjąć sobie wierzchnią część garderoby.
Jared rzucił kamizelkę na podłogę. Trzęsącymi się palcami próbował rozpiąć drobne guziczki bluzki Vanji, ale uciekały mu, wymykały się złośliwie, jakby były żywymi stworzonkami.
-Ty sama.- Odezwał się głosem ochrypłym z wrażenia, sięgając jednocześnie do ud dziewczyny. Podciągnął jej spódnicę do pasa i pochylił głowę, oglądając białe jak śnieg majtki, kryjące pod sobą istne skarby. Czuł zapach, kręcącą w nosie woń podnieconej cipki, i zapragnął ją zobaczyć w jasnym świetle dnia, bijącym z sięgającego podłogi okna.
Kucnął na trzęsących się nogach. Jedną ręką podtrzymywał w górze spódnicę Vanji, drugą odsunął w bok jej majtki i przysunął twarz, z bliska wpatrując się w płaski brzuch tuż powyżej plamy ciemnych włosków.
Pocałował wypukły wzgórek, kciukiem rozchylił ciasną szczelinę poniżej i wsunął w nią język. Zamknął oczy, wyczuwając dotykiem znajome, a jednak obce kształty, potem skupił się na drobnej wypukłości, ukrytej pod niewielkim fałdem delikatnej skóry. Lizał ją, dokąd nie urosła i nie stwardniała pod jego językiem, wsłuchując się przy tym w jęki i dyszenie dziewczyny.
Odsunął twarz, złapał za gumkę jej majtek i opuścił je w dół, do kostek.
-Rozsuń trochę nogi.- Wychrypiał, raz po raz oblizując usta. Trząsł się, ona też drżała, stojąc przed nim w postawie, w której odczytał bez trudu całkowite oddanie się w jego ręce.- Pozwól mi zajrzeć.
Dziewczyna wyszła jedną nogą z majtek i stanęła w lekkim rozkroku.
-Przecież widziałeś.- Ledwie słyszał ciche słowa.
-Jasne, że widziałem, ale nie twoją.- Mówiąc, zawinął skraj jej spódnicy za pasek, uwalniając podtrzymującą materiał dłoń.
Patrząc z pewnej odległości, z głową pochyloną tak, by nie zasłaniała padającego z okna światła, rozchylił palcami cipkę Vanji i wbił w nią badawczy wzrok, sycąc się każdym szczegółem: od jasnej barwy wzgórka, widocznego pod rzadkimi, czarnymi kędziorkami nad nią, przez różowe jak płatki kwiatu wargi, po ciemniejszą od reszty, wystającą jak kuszący guziczek kulkę, której nazwa jak zwykle umknęła mu z pamięci. Dla niego była jak wisienka na torcie, ukoronowanie dziewczęcego ciała, jego newralgiczna i najczulsza część.
Wciąż patrząc z uwagą, polizał kciuk i zaczął pocierać nim delikatny narząd: zataczał palcem kółka, wodził z góry na dół, z boku na bok. Widział, jak przy każdym dotknięciu kciuka ciasne wejście poniżej jeszcze bardziej się zaciska, a mięśnie ud dziewczyny napinają się i rozluźniają, gdy odsuwa palec. Oddech Vanji, szybki i urywany, brzmiał mu w uszach jak piękna muzyka, ozdobiona coraz częstszymi jękami.
W końcu znudził się tą zabawą. Złapał biodra dziewczyny i obrócił się z nią tak, by mogła oprzeć się plecami o szybę. Od razu to zrobiła, rozpościerając szeroko ręce na rozgrzanej słońcem powierzchni.
Jared podniósł jej lewą nogę i przerzucił ją sobie przez ramię. Pochylił głowę i wrócił do drażnienia  dziewczyny językiem, robiąc to z nabytą przez lata wprawą. Liżąc, wepchnął jej do środka jeden palec i poruszał nim tak, jakby z nią współżył. Rzeczywiście, była dziewicą. Drugą ręką sięgnął do swoich spodni: rozpiął je, niemal urywając guzik rozporka, zsunął na biodra razem ze spodenkami i ścisnął dłonią gorącego, pulsującego członka.
Zrzucił z ramienia udo Vanji, wyjął z niej palec, poderwał się w górę i silnym chwytem podniósł ją, od razu wbijając się w nią po sam brzuch. Oplotła go w pasie nogami, wsparta plecami i rękami o szybę, i wysunęła biodra w przód. Miała orgazm: jej wnętrze masowało organ Jareda gdy cofał się i wciągało, gdy wracał. Przy czwartym pchnięciu doszedł, sapiąc tak głośno, że zagłuszał wydawane przez dziewczynę dźwięki.
-Kurwa, nie zdążyłem.- Wydyszał, patrząc ponad ramieniem Vanji na kołyszące się na wietrze gałęzie drzew.- Jesteś pewna, że za parę dni dostaniesz?- Szukał w pamięci wszystkiego co wiedział na temat dziewczyn, ale za wiele tego nie było.
-Zapisuję w kalendarzu.
-Może dla pewności pójdziesz pomoczyć się w wannie?- Podsunął.
-Myślałam, że jesteś bardziej romantyczny.- Dziewczyna poskarżyła się cicho.

-Trochę spanikowałem, sorry.- Przyznał bez ociągania.- Poza tym nie stać mnie na romantyzm, na kwiaty i inne bajery. Dobrze wiesz.- Uniósł Vanję wyżej: jego zwiotczały penis wysunął się z niej i opadł na udo z miękkim klapnięciem. Postawił dziewczynę na ziemi i podciągnął spodnie.
-Jeśli chcesz, możemy iść do tego kina. Szkoda biletów.- Rzuciła niedbałym tonem, poprawiając ubranie. Choć próbowała to ukryć, dłonie trzęsły jej się ze zdenerwowania.
Jared patrzył na nią przez chwilę.
-Mam lepszy pomysł: ty zostań, wykąp się czy coś, a ja skoczę oddać bilety. Przyniosę pizzę.- Zaproponował.
-Z podwójnym serem?- Vanja odzyskała poprzedni humor i rozpromieniła się w jednej chwili.
-Z normalnym.- Chwycił ją pod brodę i pocałował delikatnie, z czułością.- A za resztę kasy kupię gumki.

                                                                        *****

Sorry, że rozdział wydaje się urywać w głupim momencie. Jest bardzo późno, muszę wstać do pracy, no i ta cholerna przeprowadzka...
Jeśli będę kontynuować bloga, a to zależy od Waszych opinii, obiecuję, że następne kawałki nabiorą więcej sensu. I będą dłuższe. 
Do zobaczenia za tydzień czy dwa, zależy, jak szybko podłączą mi internet w nowym mieszkaniu.
I, kurde, komentujcie, żebym wiedziała, czy warto pisać dalej.
Yas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz